Jakub Kosecki: Trener bał się mnie wpuścić na boisko i ja to rozumiem

Jakub Kosecki, jeden z najlepszych w tym sezonie piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego, po niedzielnym meczu z Podbeskidziem był wściekły i nie mógł zrozumieć, dlaczego rozpoczął go na ławce rezerwowych. Gdy emocje opadły, na spokojnie wyjaśnia sytuację.

Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski

Niedzielny mecz lidera z wiceliderem I ligi, Jakub Kosecki rozpoczął na ławce rezerwowych. Kibiców to zbytnio nie zdziwiło, gdyż piłkarz ten był wcześniej kontuzjowany i opuścił także spotkanie z Bogdanką Łęczna, ale sam zawodnik, który został wprowadzony na boisko w 83. minucie, nie ukrywał swojego zdenerwowania całą sytuacją.

- Nie rozumiem tego, dlaczego dostałem tylko 5 minut gry. Chciałem więcej, ale to pytanie do trenera, dlaczego mnie nie wpuścił wcześniej - mówił po meczu zdenerwowany Kosecki. Na pytanie, czy to jednak nie jest po prostu kwestia tego, że dopiero wraca on do zdrowia po kontuzji, odparł: - Nie, ja już się czuję dobrze i byłem gotowy do gry. Przeszedłem badania kontrolne, miałem USG i wszystko jest już w porządku. Niestety, więcej czasu spędziłem na rozgrzewce niż na boisku. Szkoda, bo bardzo chciałem wygrać ten mecz i mieć już właściwie pewny awans.

W poniedziałek Koseckiego zabrakło na zajęciach, bo dostał wolne na załatwienie prywatnych spraw poza Łodzią. We wtorek natomiast mówił już w zupełnie innym tonie i widać, że emocje opadły, a nerwy były niepotrzebne.

- Nie mam absolutnie żadnego konfliktu z trenerem. Pewnie bał się mnie wpuścić na dłużej i ja to rozumiem, bo na dobrą sprawę dopiero dzień przed meczem normalnie trenowałem po dwutygodniowym odpoczynku. Tuż po meczu byłem zresztą zdenerwowany bardzo tym, że nie udało się wygrać, a także na niewykorzystaną sytuację, którą miałem, a która skończyła się "wycięciem" mnie tuż przed linią pola karnego i stąd moje ostre słowa. Na pewno nie byłem zły na trenerów i pragnę to stanowczo podkreślić - wyjaśnił całą sytuację pomocnik ŁKS-u.

Do sprawy ze zrozumieniem podchodzi trener ŁKS-u Andrzej Pyrdoł, wyjaśniając zarazem powody braku Koseckiego w wyjściowej jedenastce na spotkanie z Podbeskidziem. - Zastanawiałem się, czy w ogóle wpuścić go na boisko w tym meczu. On jest świeżo po kontuzji, nie trenował cały tydzień i nie chcieliśmy ryzykować. Dostał te kilka czy kilkanaście minut, bo widziałem, jak rwie się do gry. Rzeczywiście, wprowadził on sporo ożywienia, pociągnął kilka akcji, wypracował rzut wolny na 20. metrze, ale podkreślam, że jego zdrowie jest najważniejsze, bo szykujemy go na kolejne spotkania i dlatego nie grał dłużej - stwierdził szkoleniowiec.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×