Nigdy nie można się poddawać - rozmowa z Kamilem Karczem, pomocnikiem Stali Stalowa Wola

W meczu z Koroną Kielce dużą rolę odegrał młody Kamil Karcz, który jak równy z równym walczył z bardziej doświadczonymi piłkarzami z Kielc. Zwycięską bramkę dla Stalowców zdobył inny młody piłkarz, Artur Szlęzak. Jak zapowiada Karcz, stać go na jeszcze lepszą grę, a Stal jeszcze wielu faworytom urwie punkty.

Artur Długosz: Kolejny mecz, kolejne zwycięstwo. Tym razem nad Koroną Kielce. Jak pan oceni sobotnie spotkanie w Kielcach?

Kamil Karcz: Było nieźle (śmiech). Myślę, że w pierwszej połowie Korona nie miała zbyt wielu sytuacji, żeby zagrozić naszej bramce. Graliśmy poprawnie, broniliśmy wyniku. Staraliśmy się utrzymywać przy piłce i wyprowadzać szybkie kontry. Trzeba przyznać, że kilka tych kontr nam wyszło i mogliśmy zdobyć bramkę. Według mnie powinien być dla nas ewidentny rzut karny. W drugiej części meczu Korona zaskoczyła, zdobyła szybko dwie bramki, ale zdołaliśmy się podnieść i wygrać ten mecz 3:2.

W meczu z Motorem Lublin dał pan fantastyczną zmianę wchodząc za Jonasza Jeżewskiego, teraz zagrał pan już w podstawowym składzie. Jak będzie dalej?

- Nie wiem, ale muszę przyznać, że po meczu z Motorem dobrze się czuję. Nabrałem pewności siebie. Myślę, że z Koroną też było nieźle. Brakło mi tylko sił i sądzę, że stąd ta zmiana.

Pierwszy mecz sezonu, czyli spotkanie z Odrą Opole było słabsze w pana wykonaniu. Potrzebował pan czasu, aby wprowadzić się do drużyny?

- Tak, na pewno. Jestem młodym zawodnikiem, przyszedłem do nowego klubu. Wiadomo, że nie ma nic od razu. Trzeba było poznać chłopaków, zgrać się z nimi. Myślę, że z meczu na będzie jeszcze coraz lepiej.

Przychodząc do Stali Stalowa Wola liczył pan na to, że po czterech kolejkach będzie grał w zespole, który jest wiceliderem tabeli?

- Nie, na pewno nie (śmiech). Przyszedłem do Stali z myślą, żeby się rozwijać piłkarsko. Na pewno nie myślałem, że będę wałczył o ekstraklasę. Nie wybiegajmy jednak tak daleko w przyszłość, bo to naprawdę za wysokie cele.

Gdy został pan już piłkarzem Stali, zobaczył terminarz, pierwszych przeciwników. Proszę powiedzieć, z ręką na sercu, myślał pan, że ile punktów będziecie mieć po czterech pierwszych kolejkach?

- Szczerze powiedziawszy, zakładałem, że będziemy mieć z siedem punktów. Szkoda tego meczu z Wartą Poznań, bo nie wiem, czy aby najlepszego meczu tam nie zagraliśmy. Mieliśmy tyle sytuacji i nie potrafiliśmy zdobyć bramki.

Jadąc do Kielc, po pierwsze liczył pan na swój występ od pierwszych minut, a po drugie na to, że odniesiecie zwycięstwo?

- Jakąś tam nutkę nadziei miałem na to, że wystąpię. Po meczu z Motorem trener chwalił mnie za występ, koledzy z zespołu także, więc po cichu liczyłem, że dostanę szansę. Bardzo się z tego cieszę, że trener znowu mi zaufał, postaram się ją także następnym razem wykorzystać. Myślę, że w meczu z Koroną nie było źle. Co do trzech punktów, myślę, że z jednego też byśmy byli zadowoleni.

Po tym, jak Korona zdobyła bramkę na 2:0 nie pomyślał pan, że mecz jest już stracony?

- Nie. Nigdy nie można się poddawać. Zawsze trzeba walczyć do końca. Ten mecz z Koroną był tego najlepszym dowodem.

Kiedy zdobędzie pan pierwszą bramkę dla Stali?

- Nic nie obiecuję, chciałbym jak najszybciej. Ja jednak nie jestem od strzelania bramek, ważne, że koledzy strzelają, wygrywamy mecze i z tego trzeba się cieszyć.

Którego z piłkarzy Stali po meczu z kielczanami chciałby pan wyróżnić?

- Na pewno Jarka Wieprzęcia. Zdobył dwie bramki, jest doświadczonym zawodnikiem, potrafi się znaleźć w różnych sytuacjach i skierować piłkę do siatki. Trzeba przyznać, że zmiany też były dobre. Za mnie wszedł Artur Szlęzak, zdobył bramkę i dał nam zwycięstwo.

Właśnie, decydujące trafienie dla Stali zdobył pana kolega z Cracovii Kraków. Pogratulował mu specjalnie?

- Jasne, że pogratulowałem. Nie mam żadnej zazdrości czy czegoś podobnego. Trzeba się cieszyć, że wygrywamy mecze i koledzy strzelają gole.

Co pan powie o Koronie Kielce? Zespół był typowany na faworyta, a tymczasem na inaugurację na własnym boisku poniósł porażkę?

- Wiadomo, że Korona miała zawirowania związane z tym, w jakiej lidze będą grać. Na pewno to nie wpływa dobrze na zespół. Widać, że jest to zespół poukładany, mądrze i dobrze grający taktycznie. Potrafią się utrzymać przy piłce. Nie ma ich co skreślać po jednym spotkaniu. Na pewno będą walczyć o awans do ekstraklasy.

Już w sobotę czeka was mecz z Zagłębiem Lubin, kolejnym faworytem. Zdobędziecie kolejne trzy punkty i zostaniecie liderem tabeli?

- Miejmy nadzieję, ale trzeba przyznać, że Zagłębie też będzie walczyło o awans do ekstraklasy. To na pewno będzie ciężki mecz, ale damy z siebie wszystko. Będziemy się starać jak najlepiej zagrać, żeby utrzymać to miejsce.

Czym się różni gra w pierwszej lidze od tej w Młodej Ekstraklasie?

- Na pewno fizycznie jest dużo ciężej. W Młodej Ekstraklasie jest jeszcze takie juniorskie granie. Można się bawić z piłką. Tutaj nie ma czegoś takiego. Trzeba grać szybko, nie można jej holować, za dużo dryblować.

Źródło artykułu: