Reprezentacja Polski podzieliła się punktami z Anglią w środowym meczu grupy H eliminacji do MŚ 2014 w Brazylii. Postawa biało-czerwonych w potyczce z Synami Albionu zachwyciła Henryka Kasperczaka. - Wynik wynikiem, mógł być zdecydowanie lepszy. Cieszy jednak to, że gra napawa optymizmem. Zagraliśmy bardzo dobrą drugą połowę i właściwie przez cały mecz dyktowaliśmy warunki na boisku - ocenia ekspert portalu SportoweFakty.pl.
Doświadczony trener był z kolei in minus zaskoczony słabą postawą Anglii. - Anglicy zagrali słabe spotkanie. Nie wiem ile z tego było owocem naszej dobrej postawy, a ile słabej postawy rywala, ale to my zagraliśmy w tym meczu jak faworyt. Szkoda, że zabrakło wykończenia, bo zasłużyliśmy na zdobycie tej drugiej bramki. Spotkanie nie mogło jednak nie przypaść do gustu - przekonuje wybitny reprezentant Polski.
Czy dobry występ biało-czerwonych przyćmi w europejskich komentarzach wtorkową plamę organizacyjną na Stadionie Narodowym? - Sytuacja była kuriozalna. Wydaje się, że w XXI wieku nie powinno do czegoś takiego dojść. Zresztą wcale do tego dojść nie musiało, bo wystarczyło odpowiednio wcześniej zareagować i zamknąć dach. Zabrakło tutaj współpracy pomiędzy ludźmi, którzy odpowiadali za organizację tego spotkania - przyznaje "Henri".
W opinii Kasperczaka winą za organizacyjną klapę należy obarczyć nie tylko stronę polską. - Trudno byłoby dziś wskazać stronę, która ewidentnie w tej sytuacji zawiniła. Swoje za uszami ma na pewno NCS, nie bez winy jest też PZPN, ale trzeba powiedzieć, że swój udział w całym zamieszaniu miała też FIFA. Wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca, ale musimy z tego wyciągnąć naukę i na przyszłość być bardziej czujni i starać się pewne fakty wyprzedzać - wskazuje 66-latek.
Były obrońca reprezentacji Polski ze swojej pracy szkoleniowej świetnie zna selekcjonera reprezentacji Anglii, Roya Hodgsona. - Często z Roy'em mieliśmy okazję rywalizować, kiedy ja pracowałem we Francji, a on w Szwajcarii i Anglii. Jesteśmy dobrymi znajomymi, bo spotykaliśmy się nie tylko przy okazji spotkań rozgrywanych przeciwko sobie, ale także prywatnie. To bardzo ciepły i miły człowiek, który dysponuje naprawdę imponującym warsztatem. Gdyby tak nie było nie prowadziłby dziś angielskiej reprezentacji, bo to jest ukoronowaniem pracy trenera na Wyspach - kiwa głową z uznaniem były trener m.in. FC Metz, AS Saint-Etienne, Montpellier HSC i OSC Lille.
Doświadczony szkoleniowiec żałuje, że w środowy wieczór nie było mu dane rywalizować ze swoim przyjacielem o triumf biało-czerwonych. - To byłoby dla mnie kapitalne przeżycie, gdybym to ja mógł w tym meczu poprowadzić reprezentację Polski przeciwko Anglii prowadzonej przez Roya Hodgsona. Tyle tych pojedynków przez lata stoczyliśmy, że straciłem rachubę jaki jest ich bilans. Wiadomo jednak, że dziś selekcjonerem jest Waldemar Fornalik i razem z kibicami cieszę się z jego sukcesu - zapewnia Kasperczak.
Remis na Stadionie Narodowym zbiegł się z 39. rocznicą pamiętnego meczu na Wembley, w którym remis dał Polsce awans do MŚ 1974 w RFN. "Henri" był wtenczas jednym z orłów Kazimierza Górskiego. - Takich meczów się nie zapomina, bo one złotymi zgłoskami wpisały się w historię polskiego futbolu. Lata płyną, kilka awansów na duże imprezy udało nam się wywalczyć, lecz mimo to mecz z Anglią na Wembley dalej pozostaje niemalże wydarzeniem mitologicznym. Cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć - puentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl.