Ruch w końcu zagrał w obronie na zero. Wydaje się, że na dzień dzisiejszy optymalną parą stoperów jest dwójka: Marcin Baszczyński - Piotr Stawarczyk, chociaż słychać głosy, że "Baszczu" dużo lepszy byłby na boku obrony, czyli tam, gdzie zaczynał karierę.
W sobotę Niebiescy 3:0 ograli Widzew, ale ze stylu gry do końca nie mogli być zadowoleni. - Pewnie można się do tego przyczepić, ale jak będzie wygranych więcej to i styl będzie lepszy. Celem były trzy punkty. Ciężko się rozkręcaliśmy, ale ważne, że udało się wykorzystać będącego w dobrej formie Maćka Jankowskiego - powiedział po meczu doświadczony obrońca. - Trener przypomniał nam piątkowym meczu Lechii z Pogonią, gdzie nawet w dziesiątkę szczecinianie zdołali wyrównać już po regulaminowym czasie. Dlatego cały czas atakowaliśmy - dodał.
Chorzowianie po porażce w meczu inaugurującym rundę wiosenną przegrali 0:4 z Lechem Poznań. Wysoką wygraną nad Widzewem poprawili sobie humory. - Ciężko było się podnieść po pierwszym meczu, jednak warto zaznaczyć, że to był nasz trzeci pojedynek w tygodniu. Przerwy były niezwykle krótkie - przypomniał Baszczyński.
Doświadczony zawodnik odniósł się do poważnej choroby byłego trenera i piłkarza Ruchu Jerzego Wyrobka. Szkoleniowiec w 1995 roku wprowadzał Baszczyńskiego do pierwszej drużyny. - Ktoś kiedyś powiedział, że to mój drugi tata. Z dużym sentymentem wspominam ten okres. Modlę się i trzymam kciuki. Mam nadzieję, że tak jak na boisku i w pracy trenerskiej był ambitny, tak teraz również się nie podda i jeszcze będzie nas z trybun dopingował - zakończył obrońca wicemistrzów Polski.