Na szlagierową potyczkę z Legią Warszawa udało się 1,3 tys. kibiców Górnika Zabrze. Na stadion przy Łazienkowskiej wpuszczona została jednak zaledwie niewielka ich garstka. Co właściwie wydarzyło się pod bramofurtami Pepsi Areny? Oddajemy głos świadkom zdarzenia.
"Autobusów było za mało"
Przed godziną 18:00 dojechaliśmy do stacji Warszawa-Zachodnia. Tam pojawiła się stołeczna prewencja w niesamowitej ilości. Wówczas zaczęły się problemy.
Spod dworca na stadion miały nas zabrać podstawione autokary. Niestety już na początku okazało się, że autokarów jest zbyt mało jak na taką liczbę osób. Ci, którzy załadowali się do autobusów dojechali na stadion. Reszta zgromadzonych kibiców została otoczona szczelnym kordonem i czekała na przyjazd autobusów, które miały wrócić spod stadionu zabierając pozostałych. Tutaj już policja robiła problemy, aby wyjść do sklepu lub toalety. Tak samo dziwne procedury stołecznej policji odczuli zabrzańscy dziennikarze, którzy również przyjechali pociągiem.
Uzyskanie jakiejkolwiek informacji spotykało się z pogardą służb, a najpopularniejszym tłumaczeniem była tzw. "spychologia" lub hasło: "nie, bo nie". W końcu również pozostali dojechali pod stadion. Po dotarciu na miejsce byli pewni, że wcześniejsza grupa zasiada już na trybunach. Mylili się. Organizator wiedział ile zostało sprzedanych biletów, pomimo tego zostały otwarte tylko dwie bramki. Skrupulatne kontrole i wchodzenie po kilka osób przedłużały procedurę wejścia niemal w nieskończoność. Na 20 minut przed rozpoczęciem spotkania na stadion weszło niecałe 300 osób.
"Gazem dostał 10-latek"
Reszta kibiców, którzy na stadion nie weszli została stłoczona przez policje pod bramami stadionu, mając przed sobą wymarzone wejście na stadion, za sobą zamarznięty kanał, a po bokach prowokujące oddziały policji. Nerwowa atmosfera udzieliła się zmarzniętym kibicom. Poczęli domagać się sprawniejszego wpuszczania. Tłum zaczął napierać na bramkę wejściową. Na reakcję ochrony nie trzeba było długo czekać. Poprosili o pomoc policjantów, a ci zaczęli pacyfikację za pomocą strumieni gazu. Nie zważali na to, że w tłumie były dzieci. Gazem po oczach zebrał nawet 10-latek, który na mecz przyjechał z ojcem - relacjonuje Igor.
Podczas naszego oczekiwania na wejście pod stadionem Legii, a potem wycofywania się do autobusów policja użyła gazu mimo wcześniejszych ostrzeżeń kibiców, że w grupie są dzieci. Mój 10-letni syn Kacper dostał gazem prosto w twarz. Dzięki reakcji kibiców szybko nas wypuszczono i udzielono pomocy. Dziwi mnie zachowanie policji, która nie miała powodów, by interweniować. Nie stanowiliśmy bowiem dla bezpieczeństwa żadnego zagrożenia - przekonuje Ernest Szut, ojciec poszkodowanego chłopca.
[nextpage]"Policja nie pomogła"
Policja niesłusznie użyła wobec nas siły. Przyjechaliśmy dobre dwie godziny przed meczem. Choć Legia wiedziała, że przyjedziemy w tak dużej grupie, to organizatorzy nie zrobili nic, aby polepszyć system wpuszczania kibiców na stadion. Policja zachowała się skandalicznie, używając bez potrzeby gazu. Wokół mnie było wiele osób, które oberwały tak mocno, że nawet na oczy nie widziały.
Pomagaliśmy im jak się dało. Niektórzy nawdychali się gazu i chcieli pić. Daliśmy im to co mieliśmy pod ręką. Był też przypadek, że dwóch kibiców Górnika, którzy nic nie widzieli na oczy podeszli w samej bieliźnie do policjantów, żeby im udzielili pomocy. Musieli się rozebrać, bo gaz piekł ich przez ubrania. Policjanci jednak odmówili. Kazali im iść na koniec kordonu, do punktu medycznego. To zachowanie dziwi, bo naprawdę nie doszło do żadnej zadymy. Po prostu chcieliśmy wejść na stadion, żeby obejrzeć mecz. Kupiliśmy bilety, więc dlaczego nam to uniemożliwiono? - pyta Dawid.
"Ekipa Górnika zasłużyła na takie potraktowanie"
Byłem na tym meczu jako steward. Nie jestem zatrudniony przez klub, ale pomagam jako wolontariusz. Był to mój piąty mecz na Legii w tym sezonie, więc kilka grup przyjezdnych już widziałem. Muszę powiedzieć, że ekipa Górnika zasłużyła na takie potraktowanie.
Mozolne wpuszczenie kibiców na stadion było spowodowane tym, że spora grupa kibiców Górnika z zakazami stadionowymi chciała koniecznie wejść. W momencie, kiedy ochrona poinformowała, że niestety nie mogą ich wpuścić reszta zaczęła się burzyć i robić łaskę, że zostaną wpuszczeni. Wyglądało to tak, jakby to ochronie miało zależeć na wpuszczeniu kibiców na trybunę, a kibice to właściwie nic sobie z tego nie robili.
Poza tym takiej ilości pijanych kibiców w życiu jeszcze nie widziałem. Ja rozumiem, że było zimno, że długa podróż, ale 1.5 promila alkoholu we krwi to naprawdę dużo. A takich przypadków nie brakowało.
Po tr Czytaj całość