Podopieczni Mariusza Rumaka nie mieli większych problemów z pokonaniem Pogoni Szczecin 2:0. Przez całe spotkanie górowali pomysłem na grę, indywidualnymi umiejętnościami i co szczególnie ważne - skutecznością.
- Przeważaliśmy po trochu w tych wszystkich aspektach. W zasadzie szybko zdominowaliśmy Pogoń i kontrolowaliśmy wydarzenia. Pogoń nie stworzyła sobie groźnych sytuacji podbramkowych, no może poza strzałem głową Hernaniego, po którym Jasmin musiał interweniować. Przez resztę meczu stwarzaliśmy więcej zagrożenia: był słupek, nieuznane trafienie ze spalonego. Wygraliśmy zasłużenie - podsumował Łukasz Teodorczyk.
Napastnik Lecha Poznań był o włos od wpisania się na listę strzelców. Piłka po jego strzale głową odbiła się od słupka i dość pechowo wróciła na plac gry. - Cały czas gdzieś dzwonią słupki... jest mi do gola coraz bliżej. W Szczecinie zabrakło naprawdę niewiele, byłem wręcz przekonany że ta piłka wpadnie. Może gdybym wcześniej się zorientował, podniósł się i pognał na dobitkę, to otworzyłbym wynik.
- Ze stoperami Pogoni nie grało się łatwo. Podwajali, w pojedynkach powietrznych było naprawdę trudno utrzymać piłkę. Im piłka jednak była bliżej ziemi, tym więcej mieli z nią problemów - skomentował pojedynki z rosłymi defensorami Pogoni.
Poznaniacy nie mieli łatwego życia z kibicami ze Szczecina. W ich kierunku notorycznie leciały serpentyny oraz śnieżki, co utrudniało głównie egzekwowanie stałych fragmentów. - Mogli tym wkurzyć tylko chłopaczków od podawania piłek. Na nas nie zrobili żadnego wrażenia, co widać po wyniku. Zrobiliśmy to, co mogliśmy na boisku i nie mi oceniać zachowanie miejscowych. Kibice też mają jakieś tam swoje święto, też się muszą pobawić. Dobrze, że wsparli nas kibice z Poznania i naprawdę dali radę - zaznaczył reprezentant kraju.