Maciej Dąbrowski: Zostawiamy kawał serducha, a...
Portowcy przystąpili do meczu z Widzewem z nadzieją na wielkie przełamanie. Przełamanie nastąpiło, ale połowiczne, dlatego po ostatnim gwizdku na ich twarzach gościło raczej rozczarowanie.
Pogoń Szczecin nie przerwała serii meczów bez zwycięstwa i gola zdobytego z akcji. W piątek zremisowała 1:1 z Widzewem, mimo że po raz pierwszy od czterech miesięcy wyszła na prowadzenie. Utratę dwóch punktów kosztował ich moment dekoncentracji z 77. minuty, który wykorzystał Mariusz Stępiński.
- Nie chcę na gorąco mówić o szczegółach sytuacji, po której straciliśmy gola. Przed nami analiza, na pewno też samemu obejrzę powtórkę meczu i wtedy będziemy mądrzejsi. Muszę to wszystko jeszcze raz zobaczyć, bo ciężko mi wyjaśnić, co tam się wydarzyło - nie chciał stawiać pochopnych diagnoz stoper Pogoni - Maciej Dąbrowski.
Dąbrowski dwukrotnie pognał na przebój pod pole karne łodzian. Ofensywne wejścia środkowego obrońcy były przedmeczowym założeniem czy potrzebą chwili? - Czy ja wiem... coś tam sobie z trenerem Wdowczykiem ustalamy przed meczem, ale na boisku czasem rodzą się nieprzewidziane sytuacje, z których mogę skorzystać. W pierwszej połowie znalazłem trochę wolnego miejsca, ruszyłem do przodu i szkoda, że moje uderzenie nie wpadło do sieci. No ale wszystkiego trzeba próbować - zauważył.
Przed Pogonią mecz przyjaźni z Legią Warszawa. Na papierze ich szanse na przełomowe zwycięstwo są niewielkie. - Ruszymy do stolicy po zwycięstwo. Na pewno nie rozpatrujemy tego wyjazdu w kategorii "musimy", bo przez takie nastawienie niewiele później wychodzi. Przede wszystkim "chcemy".