Na takie spotkanie we Wrocławiu czekano od 26 lat. Śląsk Wrocław, aktualny jeszcze mistrz Polski, w pierwszym meczu finału Pucharu Polski zmierzył się z obrońcą trofeum, warszawską Legią. Wrocławianie do tej potyczki przystąpili praktycznie w najsilniejszym składzie, Legia mocno osłabiona, bez między innymi Danijela Ljuboji, Miroslava Radovicia czy Jakuba Wawrzyniaka.
Początek spotkania był w miarę wyrównany, a obie drużyny wykazywały chęć do ataków na bramkę przeciwnika, ale brakowało dogodnych sytuacji strzeleckich. W 11. minucie Legia powinna jednak objąć prowadzenie! Przemysław Kaźmierczak nie sięgnął głową piłki w polu karnym, ta trafiła do Michała Kucharczyka, który w sytuacji sam na sam trafił w Rafała Gikiewicza. Piłka wyszła na rzut rożny, po którym Legia znów powinna strzelić gola. Po wrzutce z rogu Tomasza Brzyskiego głową tuż ponad poprzeczkę uderzył Artur Jędrzejczyk. Futbolówka uderzona kozłem nie trafiła do celu.
Po kwadransie gry na boisku przewagę uzyskali piłkarze z Warszawy. To oni dyktowali tempo meczu, a mistrz Polski nie potrafił wyprowadzić akcji ofensywnej. Śląsk odpowiedział dopiero w 25. minucie. Po strzale z dystansu Erica Mouloungui piłkę pewnie złapał jednak Wojciech Skaba. Cały czas to jednak groźniejsze akcje stwarzała drużyna Jana Urbana i to ona w końcu dopięła swego. W 32. minucie Michał Kucharczyk otrzymał piłkę w polu karnym, zagrał na piątym metr do Marka Saganowskiego. Futbolówka po drodze odbiła się od nogi interweniującego Mariusza Pawelca, co ułatwiło "Saganowi" wbicie jej do siatki.
Po objęciu prowadzenia Śląsk starał się atakować i i nawet wypracował sobie znakomitą okazję na zdobycie gola. Piłkę niespodziewanie w polu karnym otrzymał bowiem Waldemar Sobota. Jednak strzał pomocnika gospodarzy minął lewy słupek. To powinna być bramka! Jak mówi stare piłkarskie porzekadło - niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak też było w czwartkowym meczu. W 44. minucie fatalny błąd popełnił Marek Wasiluk, który ułatwił Saganowskiemu zdobyciu drugiego gola. Napastnik Legii nie miał problemów z umieszczeniem piłki w pustej bramce.
Od początku drugiej odsłony widowiska zielono-biało-czerwoni ruszyli do ataku. W 54. minucie Piotr Ćwielong zagrał przed polem karnym, Mateusz Cetnarski przepuścił piłkę, a uderzenie Łukasza Gikiewicza z 16 metrów przeszło tuż obok słupka bramki Skaby. Chwilę później po strzale głową Ćwielonga futbolówkę pewnie złapał golkiper gości. Po godzinie tempo meczu opadło, gra toczyła się głównie w środkowej częsci boiska. Mistrzowie Polski oczywiście starali się atakować, ale czynili to bardzo nieporadnie.
Do końca meczu wyni nie uległ już zmianie. Legia Warszawa wygrała we Wrocławiu ze Śląskiem 2:0 i jest zdecydowanie bliżej wywalczenia Pucharu Polski, a co za tym idzie, zapisania się w historii polskiej piłki nożnej jako drużyna, która trzykrotnie z rzędu triumfowała w rozgrywkach o to trofeum. Drugi mecz finału Pucharu Polski zostanie rozegrany 8 maja w stolicy na Łazienkowskiej 3.
Powiedzieli po meczu:
Jan Urban (trener Legii Warszawa): Wydaje mi się, że zagraliśmy najlepsze spotkanie w tym roku. Przyjazd do Wrocławia to zawsze wielkie wydarzenie - i dla nas i dla gospodarzy. Mecz ułożył się dla nas bardzo dobrze, potrafiliśmy zneutralizować mocne skrzydła Śląska i gwiazdę, jaką jest Sebastian Mila. Jeśli zostawi mu się za dużo miejsca, to widzi wszystko i potrafi dogrywać znakomite piłki. Nie pozwoliliśmy mu na zbyt wiele i Śląsk nie miał wielu sytuacji. Nasza gra wyglądała dobrze. Nie tylko jesteśmy zadowoleni z wyniku, ale też z gry. Graliśmy piłką, stwarzaliśmy sytuacje i można powiedzieć, że 2:0 to najniższy wymiar kary.
Wynik na wyjeździe jest dla nas bardzo zadowalający, ale nie myślimy o rewanżu. Teraz skupiamy się na Lechii Gdańsk, z którą gramy w niedzielę, a potem będziemy myśleć o kolejnych spotkaniach. Losy finału powinny być już rozstrzygnięte. Gdybyśmy nie wykorzystali takiej sytuacji, to lamentowalibyśmy bardzo długo.
Stanislav Levy (trener Śląska Wrocław): Stworzyliśmy sobie, te trzy-cztery sytuacje, które powinniśmy wykorzystać. Muszę przyznać, że Legia była zespołem agresywniejszym i wygrała zasłużenie. Jeszcze większym problemem niż niedokładność przy podawaniu, były szybkie straty. Długo trwało zanim przejmowaliśmy kontrolę nad piłką. Legia prowokowała nas do takiej gry, odbierała piłkę i wyprowadzała kontry. Mieliśmy swoje szanse na początku spotkania, gdybyśmy je wykorzystali i prowadzili, mogłoby być inaczej. Potem jeszcze dostaliśmy bramkę do szatni. Trzeba przyznać, że do momentu straty gola mecz był wyrównany.
Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 0:2 (0:2)
0:1 - Saganowski 32'
0:2 - Saganowski 44'
Składy:
Śląsk Wrocław:
R. Gikiewicz - Socha (84' Ostrowski), Kowalczyk, Wasiluk, Pawelec - Kaźmierczak (53' Ł. Gikiewicz), Stevanović, Sobota, Mila, Ćwielong - Mouloungui (46' Cetnarski).
Legia Warszawa: Skaba - Jędrzejczyk, Astiz, Jodłowiec, Suler - Kucharczyk, Vrdoljak, Furman, Brzyski (85' Jagiełło) - Saganowski (76' Łukasik), Dwaliszwili.
Żółte kartki: Pawelec, Wasiluk, Socha (Śląsk) oraz Vrdoljak (Legia).
Sędzia:
Szymon Marciniak (Płock).
Widzów:
37 000.