Klub z Bielska-Białej porozumiał się z zawodnikiem w sprawie warunków jego nowego kontraktu, ale na przeszkodzie finalizacji rozmów stanęły żądania jego agentów, którym Podbeskidzie nie chciało sprostać. O sprawie na łamach oficjalnego internetowego serwisu Górali mówi prezes Borecki.
- Jest mi bardzo przykro, iż doszło do sytuacji, w której znikome są szanse na to, aby Robert Demjan pozostał w naszym klubie. Ciężko pracowaliśmy nad tym, aby stało się inaczej. Robert dostał najlepszą ofertę jaką mogliśmy mu zaproponować. Przystaliśmy na wszystkie jego oczekiwania. Zaproponowaliśmy mu - co chcę podkreślić - aż trzyletni kontrakt, a nasza propozycja według moich wiadomości była najlepsza w ekstraklasie. Jednak w ostatniej chwili sprawy nabrały zupełnie innego obrotu. Stało się to za sprawą menedżerów lub raczej powinienem powiedzieć - pseudomenedżerów Roberta. Nie przez przypadek użyłem określania pseudomenedżerowie. Nie może bowiem być tak, że przy wielogodzinnych dyskusjach na temat transferu Roberta tylko pół godziny rozmawiamy o oczekiwaniach piłkarza, a całą resztę czasu poświęcamy dyskusjom na temat wielkości gaży usługi menedżerskiej dla dwóch panów, którzy reprezentują zawodnika. Osobna kwestia to ich zachowanie, które - mówiąc delikatnie - mocno i to na minus odbiegało od tego, jak zachowują się menedżerowie innych zawodników - opowiada o kulisach negocjacji z przedstawicielami piłkarza Borecki.
- Wszystkie oczekiwania Roberta zostały spełnione, a przygotowana dla niego oferta była ponadstandardowa. Ale pozostały jeszcze oczekiwania jego menedżerów, którzy swoją usługę wycenili na 200 tysięcy złotych. I tu musiałem postawić pytanie: za jaką pracę jest ta kwota? Co ci panowie zrobili dla naszego klubu, że swoją usługę wycenili na taką kwotę? Bo moim zdaniem, to oni robili wszystko, aby Robert Demjan nie grał w Podbeskidziu. Z tego co wiem, to z ofertą dotyczącą gry Roberta zwrócili się chyba do wszystkich klubów ekstraklasy. Mimo to chciałem kompromisu i zaproponowałem im mniejszą od oczekiwanej, ale i tak bardzo wysoką kwotę. Oni jednak utrzymywali, że za ich pracę należy się im 200 tysięcy złotych, a na to przystać nie mogłem - zdradza prezes Podbeskidzia.
Borecki przyznał, że był zmuszony przerwać ostatnią rozmowę z agentami Demjana i wyprosić ich ze swojego gabinetu, a na pytanie o to, co go do tego skłoniło, odpowiada: - Chociażby to, że robiono mi zarzut z faktu, że rozmawiałem z Robertem o jego nowym kontrakcie i pozostaniu w Podbeskidziu. Tymczasem nie widzę w tym nic złego, niestosownego czy dziwnego. Robert był zawodnikiem Podbeskidzia od trzech lat, zaistniał dzięki temu klubowi i jest rzeczą naturalną, że prezes klubu rozmawia z nim o jego ewentualnej przyszłości w tym klubie. Druga kwestia to bardzo nieeleganckie stawianie sprawy przez menedżerów Roberta, którzy twierdzili, że tylko dzięki niemu utrzymaliśmy ekstraklasę. Nie zgadzam się z taką opinią. Wkład Roberta w utrzymanie był znaczący ale piłka nożna to gra zespołowa i każdy z zawodników dołożył swoją cegiełkę do tego, że zajęliśmy w tabeli 14. miejsce i utrzymaliśmy się bez względu na pozaboiskowe problemy warszawskiej Polonii. Sprawa trzecia to wyjątkowo niekulturalne zachowanie jednego z menedżerów, które przelało czarę goryczy i zmusiło mnie do wyproszenia tych panów z gabinetu. Powiem szczerze: mam bogate doświadczenie w kontaktach z piłkarskimi menedżerami, ale coś takiego spotkało mnie po raz pierwszy i mam nadzieję, ostatni.
Króla strzelców minionego sezonu T-Mobile Ekstraklasy zabraknie już w kadrze Podbeskidzie na Puchar Tatr, który zostanie rozegrany w weekend w Zakopanem.
Źródło: tspodbeskidzie.pl.