Menadżer Roberta Demjana sprostował słowa prezesa Podbeskidzia Wojciecha Boreckiego

Odejście Roberta Demjana z Podbeskidzia odbyło się w burzliwej atmosferze. Menadżer zawodnika, Michał Karpiński odniósł się w oświadczeniu do słów prezesa klubu z Bielska-Białej, Wojciecha Boreckiego.

"W związku z wywiadem przeprowadzonym z prezesem TS Podbeskidzie SA, Panem Wojciechem Boreckim pod tytułem "Pozostał mi duży niesmak", zamieszczonym 28 czerwca tego roku na oficjalnej witrynie internetowej klubu pod adresem: tspodbeskidzie.pl zmuszony jestem sprostować zawarte w nim nieprawdziwe informacje i insynuacje, w tym przede wszystkim stanowczo zaprzeczyć tezie jakoby osoby: moja, i ściśle ze mną współpracującego menedżera ze Słowacji Michala Holescaka, stały się przeszkodą w przedłużeniu umowy z klubem przez Roberta Demjana. Dlatego też, przed sprostowaniem słów jakie padły w wyżej wymienionym wywiadzie, pragnę przekazać cały przebieg negocjacji z Panem Boreckim na temat przedłużenia kontraktu z TS Podbeskidzie SA reprezentowanego przeze mnie zawodnika Roberta Demjana, z uwagi na istotny cień jaki one rzucają. I tak:

1) W październiku 2012 roku Pan Borecki, ówczesny wiceprezes do spraw szkoleniowych jednego z klubów Ekstraklasy, skontaktował się z Robertem Demjanem, oferując możliwość transferu do tegoż klubu i namawiał do niepodpisywania nowej umowy z TS Podbeskidzie SA. Działanie tego typu jest zabronione, zgodnie z przepisami FIFA zawartymi w dokumencie "Regulations on the Status and Transfer of Players" (Regulamin FIFA w sprawie Statusu i Transferów zawodników), rozdział IV - "Przestrzeganie zasady stabilności umów pomiędzy zawodowcami a klubami", artykuł 18, pkt. 3 który mówi, że "Klub zamierzający zawrzeć umowę z Zawodowcem musi powiadomić jego obecny klub w formie pisemnej przez przystąpieniem do negocjacji z takim Zawodowcem. Zawodowiec może zawrzeć umowę z nowym klubem tylko, jeżeli jego umowa z obecnym klubem wygasła lub wygaśnie w ciągu sześciu miesięcy. Wszelkie naruszenie niniejszego przepisu podlega odpowiednim sankcjom."

2) W okresie świąteczno-noworocznym Pan Borecki, już po opuszczeniu stanowiska wiceprezesa innego klubu ekstraklasowego, na rzecz prezesury TS Podbeskidzie SA otrzymał - według mojej wiedzy - od byłego pracownika klubu, wówczas kierownika działu sportowego, informacje na temat toczących się, jeszcze za kadencji prezesa Marka Glogazy, negocjacjach w sprawie nowej umowy Roberta Demjana.

3) Po telefonicznej rozmowie z Panem Boreckim, 28 stycznia 2013 roku prezes otrzymał drogą mailową ofertę przedłużenia umowy z Robertem Demjanem. Wyglądała ona identycznie jak oferta złożona 11.12.2012 prezesowi Markowi Glogazie, za pośrednictwem wspomnianego wyżej ówczesnego kierownika działu sportowego. W jej myśl:
- umowa zawodnika wygasałaby 30 czerwca 2014 roku.
- zawodnik miał otrzymać już w rundzie wiosennej sezonu 2012/13 dużą podwyżkę ( jednakże proponowana kwota była znacząco niższa niż zaoferowana przez Pana Boreckiego 4 czerwca tego roku, dwa dni po zakończeniu sezonu 2012/13). Dodatkowo zawarta była kwota wynagrodzenia, jaką zawodnik miałby zarabiać w momencie ewentualnego spadku do I ligi.
- w ofercie znajdowała się klauzula w myśl której zawodnik mógłby odejść z klubu w letnim oknie transferowym 2013 bez kwoty odstępnego, ale tylko w momencie spadku Podbeskidzia do I ligi.

Naturalnie dysponuję dowodem na tę ofertę w postaci maili wysłanych do Pana Boreckiego i ówczesnego kierownika działu sportowego. Drugi z panów mniej więcej 20 grudnia przekazał mi, że wyżej opisana propozycja przedłużenia umowy Roberta Demjana została zaakceptowana i po świętach Bożego Narodzenia Podbeskidzie najprawdopodobniej przedłuży umowę. 24 grudnia jednak doszło do zmiany na stanowisku prezesa Podbeskidzia i Pana Glogazę zastąpił Pan Borecki.

4) Oferta złożona 28 stycznia nie spotkała się z zainteresowaniem prezesa Boreckiego. Podczas jednej z rozmów na temat ewentualnego przetestowania przez Podbeskidzie proponowanego przeze mnie zawodnika (rozmowa miała miejsce w połowie lutego) z dużym zdziwieniem dowiedziałem się, że oferta jest absolutnie nie do zaakceptowania. Ale dostałem też zapewnienie, że wkrótce otrzymam na nią odpowiedź. Nigdy jednak do tego nie doszło.

5) 20 kwietnia po meczu Podbeskidzie - GKS Bełchatów doszło do spotkania w gabinecie prezesa Boreckiego, gdzie jeszcze raz wyraziłem swoje duże zdziwienie, iż nie tyle nie zaakceptował złożonej mu w styczniu oferty, co nawet nie próbował jej negocjować. Jak się okazało podczas rozmowy prezes Borecki absolutnie nie zdawał sobie sprawy, że klauzula „odejścia za darmo” dotyczyła tylko i wyłącznie sytuacji związanej ze spadkiem Podbeskidzia z Ekstraklasy. Przekazał podenerwowany, że absolutnie niemożliwym jest by propozycja tej klauzuli znalazła się w otrzymanej przez niego 28 stycznia ofercie. Obiecał sprawdzenie jeszcze raz maila i rozmowę telefoniczną w tygodniu. Telefonu w tej sprawie jednak nie otrzymałem.

6) Zgodnie z obietnicą złożoną prezesowi 20 kwietnia (pomimo ofert z kilku klubów, które mogliśmy przyjąć i zawodnik podpisałby wcześniej kontrakt), po zakończeniu sezonu i utrzymaniu Podbeskidzia w Ekstraklasie, rozpoczęliśmy negocjacje. Pierwsza oferta została złożona telefonicznie 4 czerwca. Dotyczyła długości kontraktu, pensji podstawowej i kwoty za podpis dla piłkarza. W rozmowie nawet nie poruszona została kwestia prowizji menedżerskiej.

7) Do kolejnych rozmów doszło 24 czerwca, w siedzibie klubu w Bielsku-Białej. Negocjowałem długość kontraktu, wysokość pensji podstawowej i kwoty za podpis dla piłkarza. W rozmowie poruszona została kwestia prowizji menedżerskiej, należnej nam na podstawie umowy zawartej z klubem TS Podbeskidzie SA z dnia 14.06.2011. Prezes Borecki wzburzony zaproponował dwie-trzecie oczekiwanej kwoty przez mojego partnera Michala Holescaka, formalnie współpracującego z zawodnikiem od 6 lat, a z którym to przeprowadziłem transfer Roberta Demjana do Podbeskidzia latem 2010 roku, a następnie rok później wynegocjowałem przedłużenie umowy do czerwca 2013 roku. Prezes podwyższył kwotę za podpis w stosunku do pierwszej oferty, odrzucił możliwość podniesienia pensji podstawowej i zażądał podania odpowiedzi do wieczora tego samego dnia. Pod koniec spotkania poinformowałem, o otrzymaniu przez nas kolejnej oferty zagranicznej (pojawiła się mniej więcej dwie godziny przed zakończeniem spotkania). O godz. 22 poinformowałem prezesa telefonicznie, że zawodnik nie podjął wciąż decyzji czy przyjmie ofertę.

8) 25 czerwca poprosiłem Pana Boreckiego telefonicznie o zwolnienie Roberta Demjana z dwóch dni treningów i pozwolenie mu na wylot na dwa dni na zaproszenie belgijskiego klubu Waasland-Beveren. Słysząc niezwykle wzburzony ton dowiedziałem się jedynie, że: "zawodnik może polecieć, ale już nie ma drogi powrotu do Podbeskidzia". Jednocześnie podniosłem zarzut upublicznienia negocjowanej kwoty prowizji menedżerskiej, co Pan Borecki skwitował tylko słowami "nie ja to zrobiłem". Prezes Borecki jednocześnie przekazał, że podczas rozmowy tego samego dnia (25 czerwca) rzekomo doszedł do porozumienia z zawodnikiem co do warunków jego umowy. Doskonale wiedział, że w ramach umowy o reprezentowanie tylko menedżer może z nim rozmawiać na temat warunków kontraktu, a mimo to podjął rozmowy z zawodnikiem bez naszej wiedzy. Robert Demjan potwierdził nam fakt takiej rozmowy, ale zaprzeczył temu, by zaakceptował warunki prezesa Boreckiego, nieznacznie wyższe od omawianych podczas spotkania 24 czerwca.
[nextpage]9) 26 czerwca prezes Borecki jeszcze raz odmówił zezwolenia na wyjazd zawodnika do Belgii (kontrakt obowiązywał do 30 czerwca), a krzycząc do słuchawki przekazał mi dobitnie "stawiam sprawę na ostrzu noża". Nie zgodził się jednocześnie z tezą, że Robert zasługuje na lepsze potraktowanie i szacunek po tym co przez trzy lata zrobił dla Podbeskidzia. Prezes Borecki zakończył rozmowę rozłączeniem połączenia w trakcie gdy wypowiadałem kolejne zdanie.

10) 27 czerwca postanowiłem się stawić w Bielsku-Białej, by wynegocjować satysfakcjonujące zawodnika warunki, porozmawiać o niższej kwocie prowizji menedżerskiej - tak by ustalić szczegóły pozostania Roberta w Podbeskidziu, w razie gdyby nie zdecydował się na którąś z ofert zagranicznych. Niestety spotkanie na które przybyłem wraz z moim słowackim partnerem zamiast rzeczowej rozmowy, od wejścia przerodziło się w jeden wielki potok pomyj wylewanych na moją i Michala Holescaka głowę. Wykrzyczanym tonem dowiedzieliśmy się między innymi, że: "nikt nas tu w Bielsku nie szanuje i nic dla tego klubu nie zrobiliśmy", "nikt z nami nie chce robić interesów", "nie potrafimy niczego załatwić piłkarzom", i "nigdy więcej nie zrobimy żadnego transferu do Podbeskidzia".

Po tym bezpardonowym ataku prezesa Boreckiego usiedliśmy do stołu mniej więcej dopiero po dwóch minutach od wejścia do gabinetu. Potem usłyszeliśmy też groźby "już ja wam zrobię w kraju opinię!" i niesmaczne insynuacje na temat szczegółów dokonanych przez nas transferów do Podbeskidzia, i udziału w nich poprzednich władz klubu. Gdy Michal Holescak podjął decyzję, że dalsze wysłuchiwanie ryków prezesa nie ma szans na przerodzenie się w dyskusję, postanowił opuścić gabinet, a ja wraz z nim.

Wracając do istoty sprawy, czyli wywiadu, o którym mowa na wstępie sprostowania wyjaśniam, co następuje: Nie wiem, co pan Borecki miał na myśli obrażając mnie i Michala Holescaka mianem "pseudomenedżerów". Obaj dysponujemy licencjami – odpowiednio wydanymi przez Polski Związek Piłki Nożnej i Federację Piłkarską Słowacji (Slovensku futbalovy zvaz). Przeprowadziliśmy łącznie ponad sto transferów, w tym trzy do Podbeskidzia Bielsko-Biała (Robert Demjan, Richard Zajac i Matej Nather). W ciągu sześciu lat pracy w roli agenta moja osoba nie stała się udziałem absolutnie żadnego konfliktu.

Nieprawdą jest zdanie "Przystaliśmy na wszystkie jego oczekiwania. Zaproponowaliśmy mu - co chcę podkreślić - aż trzyletni kontrakt, a nasza propozycja według moich wiadomości była najlepsza w ekstraklasie". Pod koniec czerwca mieliśmy dla zawodnika dwie oferty z klubów ekstraklasy - jedną dużo lepszą od tej Podbeskidzia i drugą konkurencyjną.

Dłuższego komentarza wymaga za to następujący fragment: "Nie może bowiem być tak, że przy wielogodzinnych dyskusjach na temat transferu Roberta tylko pół godziny rozmawiamy o oczekiwaniach piłkarza, a całą resztę czasu poświęcamy dyskusjom na temat wielkości gaży usługi menadżerskiej dla dwóch panów, którzy reprezentują zawodnika. Osobna kwestia to ich zachowanie, które - mówiąc delikatnie - mocno i to na minus odbiegało od tego, jak zachowują się menadżerowie innych zawodników." Spotkanie poniedziałkowe (24 czerwca) i czwartkowe (27 czerwca) trwały odpowiednio – pierwsze około godziny, a drugie około 10 minut. Dodatkowo rozmowa o prowizji trwała znacznie krócej niż rozmowa o warunkach zawodnika. Odnośnie naszego zachowania nie zauważyłem w nim nic co by wskazywało na nienaturalne w momencie, gdy nasz adwersarz jedynie wykrzykuje w naszą stronę irracjonalne zarzuty zamiast przejść do meritum sprawy. Moja kilkakrotna próba uspokojenia atmosfery i tonu prezesa Boreckiego kończyła się jeszcze większym atakiem furii.

Na pytanie "Co ci panowie zrobili dla naszego klubu, że swoją usługę wycenili na taką kwotę?" odpowiadam: sprowadziliśmy bramkarza, który jest w Podbeskidziu niemal ikoną i wybronił drużynie mnóstwo meczów oraz napastnika, który pomógł klubowi w historycznym awansie do Ekstraklasy, a potem zdobył tytuł króla strzelców ekstraklasy. Do momentu przyjścia do klubu Pana Boreckiego na każdym kroku wyczuwaliśmy w Bielsku-Białej dużą sympatię z tego powodu.

Absolutną nieprawdą jest stwierdzenie "Bo wiem, że poszło o pieniądze dla menadżerów". W czwartek 27 czerwca zamierzaliśmy dojść do porozumienia oczywiście także w temacie prowizji, ale zachowanie pana Boreckiego polegające na obrażaniu nas i krzyku, spowodowało że do negocjacji nie doszło. Moje próby sprowadzenia rozmowy do poziomu merytorycznego spotkały się z jeszcze bardziej nerwową reakcją prezesa Boreckiego.

Kolejne kłamstwo: "Druga kwestia to bardzo nieeleganckie stawianie sprawy przez menadżerów Roberta, którzy twierdzili, że tylko dzięki niemu utrzymaliśmy ekstraklasę". Żaden z nas nigdy nie wypowiedział takich słów.

Odnośnie zakończenia spotkania: "Sprawa trzecia to wspomniane już wyjątkowo niekulturalne zachowanie jednego z menadżerów, które przelało czarę goryczy i zmusiło mnie do wyproszenia tych panów z gabinetu". Michal Holescak, który i tak pod wpływem wystrzeliwanych z szybkością karabinu bezpodstawnych zarzutów, długo trzymał nerwy na wodzy, de facto sam zdecydował o opuszczeniu gabinetu i faktycznie - już wychodząc - sprowokowany powiedział o słowo za dużo.

I ostatni fragment: "Na koniec pragnę jednak dodać, że tematu pozostania Roberta w naszym zespole nie zamykam." Ciekawe… i pod publiczkę. Do 27 czerwca w kontekście wyjazdu Roberta do Belgii słyszałem tylko wykrzyczane zdania "Zawodnik nie ma tu powrotu!" i "Tak, stawiam sprawę na ostrzu noża!".

Reasumując, uważam, że Robert Demjan odszedł z Podbeskidzia na zasadzie wolnego transferu w dużej mierze dzięki decyzjom prezesa Boreckiego, który - po pierwsze - nawet nie raczył negocjować umowy w myśl której zawodnik po utrzymaniu Podbeskidzia byłby jej zawodnikiem do 30 czerwca 2014 i - po drugie - swoim zachowaniem nie dał cienia szansy na porozumienie podczas spotkania 27 czerwca. Nie przeceniając wartości Roberta bielski klub stracił nie tylko świetnego piłkarza, ale też realną możliwość zarobienia na nim w przypadku transferu.

Na koniec chciałbym podkreślić, że nigdy nie byłem zwolennikiem - i nie będę - załatwiania konfliktów publicznie, ale w momencie gdy prezes Borecki przekroczył pewną granicę godząc w nasze dobre imię (robi to w kolejnych wywiadach) i dezinformując opinię publiczną, absolutnie nie mogłem pozostawić tej sprawy bez komentarza.

Z poważaniem
Michał Karpiński"

Źródło artykułu: