Menadżer Roberta Demjana sprostował słowa prezesa Podbeskidzia Wojciecha Boreckiego

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
9) 26 czerwca prezes Borecki jeszcze raz odmówił zezwolenia na wyjazd zawodnika do Belgii (kontrakt obowiązywał do 30 czerwca), a krzycząc do słuchawki przekazał mi dobitnie "stawiam sprawę na ostrzu noża". Nie zgodził się jednocześnie z tezą, że Robert zasługuje na lepsze potraktowanie i szacunek po tym co przez trzy lata zrobił dla Podbeskidzia. Prezes Borecki zakończył rozmowę rozłączeniem połączenia w trakcie gdy wypowiadałem kolejne zdanie.

10) 27 czerwca postanowiłem się stawić w Bielsku-Białej, by wynegocjować satysfakcjonujące zawodnika warunki, porozmawiać o niższej kwocie prowizji menedżerskiej - tak by ustalić szczegóły pozostania Roberta w Podbeskidziu, w razie gdyby nie zdecydował się na którąś z ofert zagranicznych. Niestety spotkanie na które przybyłem wraz z moim słowackim partnerem zamiast rzeczowej rozmowy, od wejścia przerodziło się w jeden wielki potok pomyj wylewanych na moją i Michala Holescaka głowę. Wykrzyczanym tonem dowiedzieliśmy się między innymi, że: "nikt nas tu w Bielsku nie szanuje i nic dla tego klubu nie zrobiliśmy", "nikt z nami nie chce robić interesów", "nie potrafimy niczego załatwić piłkarzom", i "nigdy więcej nie zrobimy żadnego transferu do Podbeskidzia".

Po tym bezpardonowym ataku prezesa Boreckiego usiedliśmy do stołu mniej więcej dopiero po dwóch minutach od wejścia do gabinetu. Potem usłyszeliśmy też groźby "już ja wam zrobię w kraju opinię!" i niesmaczne insynuacje na temat szczegółów dokonanych przez nas transferów do Podbeskidzia, i udziału w nich poprzednich władz klubu. Gdy Michal Holescak podjął decyzję, że dalsze wysłuchiwanie ryków prezesa nie ma szans na przerodzenie się w dyskusję, postanowił opuścić gabinet, a ja wraz z nim.

Wracając do istoty sprawy, czyli wywiadu, o którym mowa na wstępie sprostowania wyjaśniam, co następuje: Nie wiem, co pan Borecki miał na myśli obrażając mnie i Michala Holescaka mianem "pseudomenedżerów". Obaj dysponujemy licencjami – odpowiednio wydanymi przez Polski Związek Piłki Nożnej i Federację Piłkarską Słowacji (Slovensku futbalovy zvaz). Przeprowadziliśmy łącznie ponad sto transferów, w tym trzy do Podbeskidzia Bielsko-Biała (Robert Demjan, Richard Zajac i Matej Nather). W ciągu sześciu lat pracy w roli agenta moja osoba nie stała się udziałem absolutnie żadnego konfliktu.

Nieprawdą jest zdanie "Przystaliśmy na wszystkie jego oczekiwania. Zaproponowaliśmy mu - co chcę podkreślić - aż trzyletni kontrakt, a nasza propozycja według moich wiadomości była najlepsza w ekstraklasie". Pod koniec czerwca mieliśmy dla zawodnika dwie oferty z klubów ekstraklasy - jedną dużo lepszą od tej Podbeskidzia i drugą konkurencyjną.

Dłuższego komentarza wymaga za to następujący fragment: "Nie może bowiem być tak, że przy wielogodzinnych dyskusjach na temat transferu Roberta tylko pół godziny rozmawiamy o oczekiwaniach piłkarza, a całą resztę czasu poświęcamy dyskusjom na temat wielkości gaży usługi menadżerskiej dla dwóch panów, którzy reprezentują zawodnika. Osobna kwestia to ich zachowanie, które - mówiąc delikatnie - mocno i to na minus odbiegało od tego, jak zachowują się menadżerowie innych zawodników." Spotkanie poniedziałkowe (24 czerwca) i czwartkowe (27 czerwca) trwały odpowiednio – pierwsze około godziny, a drugie około 10 minut. Dodatkowo rozmowa o prowizji trwała znacznie krócej niż rozmowa o warunkach zawodnika. Odnośnie naszego zachowania nie zauważyłem w nim nic co by wskazywało na nienaturalne w momencie, gdy nasz adwersarz jedynie wykrzykuje w naszą stronę irracjonalne zarzuty zamiast przejść do meritum sprawy. Moja kilkakrotna próba uspokojenia atmosfery i tonu prezesa Boreckiego kończyła się jeszcze większym atakiem furii.

Na pytanie "Co ci panowie zrobili dla naszego klubu, że swoją usługę wycenili na taką kwotę?" odpowiadam: sprowadziliśmy bramkarza, który jest w Podbeskidziu niemal ikoną i wybronił drużynie mnóstwo meczów oraz napastnika, który pomógł klubowi w historycznym awansie do Ekstraklasy, a potem zdobył tytuł króla strzelców ekstraklasy. Do momentu przyjścia do klubu Pana Boreckiego na każdym kroku wyczuwaliśmy w Bielsku-Białej dużą sympatię z tego powodu.

Absolutną nieprawdą jest stwierdzenie "Bo wiem, że poszło o pieniądze dla menadżerów". W czwartek 27 czerwca zamierzaliśmy dojść do porozumienia oczywiście także w temacie prowizji, ale zachowanie pana Boreckiego polegające na obrażaniu nas i krzyku, spowodowało że do negocjacji nie doszło. Moje próby sprowadzenia rozmowy do poziomu merytorycznego spotkały się z jeszcze bardziej nerwową reakcją prezesa Boreckiego.

Kolejne kłamstwo: "Druga kwestia to bardzo nieeleganckie stawianie sprawy przez menadżerów Roberta, którzy twierdzili, że tylko dzięki niemu utrzymaliśmy ekstraklasę". Żaden z nas nigdy nie wypowiedział takich słów.

Odnośnie zakończenia spotkania: "Sprawa trzecia to wspomniane już wyjątkowo niekulturalne zachowanie jednego z menadżerów, które przelało czarę goryczy i zmusiło mnie do wyproszenia tych panów z gabinetu". Michal Holescak, który i tak pod wpływem wystrzeliwanych z szybkością karabinu bezpodstawnych zarzutów, długo trzymał nerwy na wodzy, de facto sam zdecydował o opuszczeniu gabinetu i faktycznie - już wychodząc - sprowokowany powiedział o słowo za dużo.

I ostatni fragment: "Na koniec pragnę jednak dodać, że tematu pozostania Roberta w naszym zespole nie zamykam." Ciekawe… i pod publiczkę. Do 27 czerwca w kontekście wyjazdu Roberta do Belgii słyszałem tylko wykrzyczane zdania "Zawodnik nie ma tu powrotu!" i "Tak, stawiam sprawę na ostrzu noża!".

Reasumując, uważam, że Robert Demjan odszedł z Podbeskidzia na zasadzie wolnego transferu w dużej mierze dzięki decyzjom prezesa Boreckiego, który - po pierwsze - nawet nie raczył negocjować umowy w myśl której zawodnik po utrzymaniu Podbeskidzia byłby jej zawodnikiem do 30 czerwca 2014 i - po drugie - swoim zachowaniem nie dał cienia szansy na porozumienie podczas spotkania 27 czerwca. Nie przeceniając wartości Roberta bielski klub stracił nie tylko świetnego piłkarza, ale też realną możliwość zarobienia na nim w przypadku transferu.

Na koniec chciałbym podkreślić, że nigdy nie byłem zwolennikiem - i nie będę - załatwiania konfliktów publicznie, ale w momencie gdy prezes Borecki przekroczył pewną granicę godząc w nasze dobre imię (robi to w kolejnych wywiadach) i dezinformując opinię publiczną, absolutnie nie mogłem pozostawić tej sprawy bez komentarza.

Z poważaniem
Michał Karpiński"

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×