Arkadiusz Głowacki: To boli - po prostu boli

- To boli - po prostu boli. Mogło być 8 punktów, a jest 6 - mówi [tag=1121]Arkadiusz Głowacki[/tag] - kapitan Wisły Kraków, która w meczu z Jagiellonią Białystok straciła zwycięstwo w 93. minucie gry.

Krakowianie w spotkaniu z Jagą objęli prowadzenie w 78. minucie za sprawą Patryka Małeckiego, ale nie utrzymali go do końcowego gwizdka, bowiem w doliczonym czasie gry Michała Miśkiewicza strzałem z rzutu wolnego pokonał Bekim Balaj.

- Jesteśmy mocno rozczarowani, bo w momencie, kiedy wyszliśmy na prowadzenie, nic nie zapowiadało, że stracimy punkty. Pod koniec nie udało nam się kontrolować gry. Wydaje się, że zabrakło trochę utrzymania się przy piłce, trochę gry w piłkę. Powinniśmy dograć do końca i ten start zaliczylibyśmy bardzo udany, a tak - jest średnio - mówi "Głowa".

Biała Gwiazda po raz drugi w sezonie straciła punkty przed własną publicznością, ale wciąż jest - obok Górnika Zabrze, Lechii Gdańsk i Lecha Poznań - niepokonana w lidze.

- Po takim meczu ciężko uznać to za plus. Z Jagiellonią straciliśmy dwa punkty. Przed meczem było mocne postanowienie z naszej strony, że chcemy wygrać. Wydaje się, że dłuższymi momentami takie sprawialiśmy wrażenie, ale nie udało się i teraz mocno cierpimy - podkreśla Głowacki.

Krakowianie popełnili błąd minimalizmu, skupiając się w ostatnich minutach pojedynku na obronie jednobramkowego prowadzenia polegającej na grze głęboko pod własnym polem karnym.

- Weszło dwóch defensywnych zawodników do środka pola, nasi ofensywni zawodnicy mieli trochę w nogach i rzeczywiście zabrakło gry w piłkę pod koniec. Chcieliśmy dotrwać. Mocno walczyliśmy by nie dopuścić Jagiellonii do jakiejś sytuacji, ale to nam się nie powiodło - komentuje kapitan Wisły.

Jagiellonia zdobyła gola na wagę remisu po nieodpowiedzialnym zachowaniu Osmana Chaveza, który w niegroźnej sytuacji przed swoją "16" sfaulował przeciwnika. Honduranin pojawił się na boisku w 84. minucie w roli defensywnego pomocnika i sprawiał wrażenie... mocno zagubionego.

- Nie wiem czy Osman kiedykolwiek wystąpił na tej pozycji. Trudno mu się dziwić. Było założenie: utrzymać ten wynik. Osman miał pomóc zwłaszcza w tych sytuacjach kiedy piłka szybowała wysoko w górze, przy stałych fragmentach, długich wybiciach... Wyszło jak wyszło. Czy jesteśmy źli na niego? Jak możemy być wściekli, skoro Osman starał się robić wszystko, żeby tej drużynie pomóc. Nie zawsze udaje się być bohaterem. Ja również popełniam błędy, napastnicy, każdy popełnia błędy. Tak ten sport wygląda, że takie błędy się zdarzają, ale każdy z nas chce jak najlepiej - tłumaczy Głowacki.

Mimo straty punktów gra Wisły momentami mogła się podobać. Drużyna Franciszka Smudy starała się stosować zorganizowany pressing, przeprowadziła też kilka szybkich ataków.

- Staramy się robić jakby swoje. Są momenty, kiedy po stracie staramy się szybko odebrać i zagrać pressingiem. Wydaje się, że momentami też jest sporo gry kombinacyjnej, choć nie zawsze to wychodzi i nie zawsze uda się stworzyć z tego jakąś sytuację. Jest sporo takich momentów, kiedy po prostu gramy w piłkę i to jest OK, ale ciężko z czegokolwiek się cieszyć, kiedy traci się dwa punkty - kończy Głowacki.

Komentarze (0)