Podbeskidzie Bielsko-Biała w meczu 1/16 finału Pucharu Polski nie podołało pierwszoligowemu GKS-owi Katowice. Nie jednak porażka ekipy z T-Mobile Ekstraklasa z zespołem I liga była na ustach wszystkich kibiców, dziennikarzy i obserwatorów piątkowej potyczki przy Bukowej.
Za swoje zachowanie Czesław Michniewicz został odesłany na trybuny. - Do końca meczu byłem na trybunach. Dogrywki już nie oglądałem, bo kosztowało mnie to za dużo nerwów. W niektórych sytuacjach trener też musi zareagować i nie może udawać, że nic się nie stało - argumentuje trener bielskiej drużyny.
Jak szkoleniowiec Górali widział starcie Franka Adu Kwame z Sławomirem Dudą? -
Prawdę mówiąc to tego starcia nie widziałem. Wychodziliśmy z szybką kontrą, po której mogliśmy strzelić bramkę, a kątem oka widziałem, że piłkarz GieKSy leży w polu karnym, a sędzia liniowy macha chorągiewką. Już wtedy wiedziałem, że jeśli jest tak uparty i macha z taką zaciętością, to do czegoś w polu karnym musiało dojść i musi być rzut karny - przyznaje polski "Mou".
Kiedy meczowe emocje opadły trener Podbeskidzia pożegnanie z pucharową przygodą przyjął z szacunkiem dla rywala. - Już po losowaniu wiedzieliśmy, że będzie to trudny mecz, bo GKS Katowice to solidny zespół i każdy rywal, który tutaj przyjedzie będzie stał przed bardzo trudnym zadaniem. GieKSa ma kilku bardzo dobrych zawodników i kilku młodszych, którzy już robią wrażenie - kiwa głową z uznaniem 43-latek.
Piątkowy pojedynek mógł się podobać. Oba zespoły mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Był to ciekawy mecz. Żałuję zwłaszcza sytuacji z pierwszych minut spotkania, bo był to dobry okres gry w naszym wykonaniu i powinniśmy to udokumentować otwarciem wyniku - analizuje trener bielszczan.
Michniewicz miał pretensje do sędziego liniowego, że ten w pierwszej połowie nie zasygnalizował ewidentnego w opinii trenera rzutu karnego za domniemany faul na Damianie Chmielu. - Szkoda, że sędzia nie wykazał takiej konsekwencji jak w drugiej połowie przed przerwą, bo moim zdaniem przy stanie bezbramkowym należał nam się rzut karny - przekonuje opiekun Górali.
Do utarczki słownej między Michniewiczem a sędzią Mariuszem Złotkiem doszło już w przerwie. - Gdyby nie było sytuacji z Chmielem, to mojej reakcji po czerwonej kartce dla Kwame też pewnie by nie było. W przerwie pytałem sędziego o tę sytuację, to w odpowiedzi na pytanie usłyszałem pytanie, czy przeciwko sobie chciałbym taki rzut karny. Odpowiedziałem, że nie i myślałem, że wszystko mamy wyjaśnione. Tymczasem okazało się, że sędzia główny był w tym meczu naszym największym konkurentem - dodaje trener Podbeskidzia.
- Szkoda, że nasz udział w Pucharze Polski kończy się już na pierwszej fazie, ale musimy przełknąć tę gorycz i skupić się na lidze - puentuje opiekun drużyny spod Szyndzielni.