Jak były reprezentant Polski ocenił piątkowe starcie z Ukrainą? - Przede wszystkim o naszym odpadnięciu zdecydowały poprzednie mecze, a nie ten ostatni. Brakowało nam punktów, które straciliśmy u siebie z Czarnogórą. W odróżnieniu do wielu innych ja patrzę na całokształt i uważam, że nie zasłużylibyśmy na udział w mundialu nawet gdyby udało nam się wygrać w Charkowie. To co pokazaliśmy w tym spotkaniu należało prezentować przez całe eliminacje. Ukraińcy nie zagrali wielkiego meczu, jednak byli bardzo twardzi. Można wręcz powiedzieć, że poszli do celu po trupach. Jakkolwiek by ich oceniać, okazało się to skuteczne - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Sylwester Czereszewski.
Były napastnik m. in. Stomilu Olsztyn i Legii Warszawa, który zaliczył w kadrze ponad 20 występów, uważa, że przez całe eliminacje biało-czerwoni nie prezentowali pełni swojego potencjału. - Nie było ani jednego meczu, w którym przez 90 minut zagralibyśmy na optymalnym, równym poziomie. Szczyt możliwości osiągnęliśmy tylko we fragmentach domowej potyczki z Anglią. W pozostałych spotkaniach graliśmy poniżej poziomu, na który nas stać. Piątkowy mecz z Ukrainą był przyzwoity w naszym wykonaniu. Niestety doznaliśmy w nim - nie po raz pierwszy zresztą - pięknej porażki. W przekroju całych kwalifikacji nie udało nam się odpalić ani na chwilę - ocenił.
Dlaczego wielu biało-czerwonych w klubach radzi sobie zdecydowanie lepiej niż w reprezentacji? - Jeśli chodzi o skonsolidowanie zespołu, to tego oczekiwałbym od trenera. Przeraża mnie natomiast to, że dosłownie każdy z piłkarzy opowiada jakim marzeniem jest powołanie, a część z nich traktuje je tak naprawdę jak kulę u nogi. Reprezentacja jest dobra dla graczy, którzy się promują. Ci, którzy występują w mocnych klubach i ich sytuacja jest poukładana, nie traktują drużyny narodowej jako priorytetu - stwierdził nasz rozmówca.
Czy w końcówce lat dziewięćdziesiątych, gdy w kadrze grał Czereszewski, sytuacja była podobna? - Nie wiem co się działo w poszczególnych pokojach, każdy miał swoich znajomych. Było jednak parę osób, dla których powołania stanowiły udrękę, zwłaszcza gdy chodziło o pojedynki towarzyskie. Nie chciałbym tego, ale mam wrażenie, że teraz jest podobnie - dodał.
Czereszewski ma też zastrzeżenia czysto sportowe. - W piątek nasz problem polegał na tym, że ilekroć Robert Lewandowski dostał piłkę, to doskakiwało do niego kilku rywali, bo brakowało wsparcia. Obrońcy ukraińscy nie musieli się skupiać na nikim poza "Lewym", dlatego mieli łatwiej. Grzegorz Krychowiak i Mariusz Lewandowski są świetni w destrukcji, ale kompletnie nie biorą udziału w akcjach ofensywnych. Przez to powstają dziury np. przy stałych fragmentach. Angażujemy w nie za mało zawodników. Efekt jest taki, że w polu karnym rywala rzadko się gotuje, a przed linią szesnastki nie ma nikogo, kto mógłby tam przejąć piłkę. Ten mankament dotyczy zresztą nie tylko reprezentacji, ale także naszych drużyn klubowych w europejskich pucharach.
Czy Waldemar Fornalik powinien zachować stanowisko? - Według mnie są dwie sensowne możliwości. Jeśli selekcjonerem kadry nadal ma być Polak, to Fornalik powinien zostać, bo jeśli przyjdzie ktoś inny, znów go namaścimy, a efektów zapewne nie będzie. Gdyby zdecydowano się natomiast na zmianę, wówczas uważam, że powinniśmy ściągnąć kogoś z zagranicy. Niektórzy są przeciwnikami takiego rozwiązania, bo uważają, że obcy trener nie zna naszej mentalności. Ja uważam, że właśnie ktoś taki, człowiek z zewnątrz jest nam potrzebny. Naszym problemem nie jest brak dobrych zawodników. Większość kadrowiczów gra przecież w mocnych klubach europejskich, jest solidnie przygotowana. Trzeba z nich tylko zrobić kolektyw - zakończył Czereszewski.