Już przed meczem można było się spodziewać trudnej przeprawy ze Stomilem, choć to drużyna ze strefy spadkowej. Sądeczanie mieli jednak w pamięci ubiegły sezon i dwie porażki z olsztynianami.
- Ciężej gra się nam z drużynami z dołu tabeli. Wiedzieliśmy, że Stomil jest wymagającym przeciwnikiem, ale liczyliśmy, że zagramy na zero z tyłu i coś strzelimy. Nie można powiedzieć, że rywal się tylko bronił, ale grał z dużą agresją, więc było ciężko - powiedział obrońca Adam Mójta.
Piłkarze z Nowego Sącza grali od 51. minuty z przewagą jednego zawodnika, po tym jak drugą żółtą kartkę ujrzał Arkadiusz Koprucki. Dziewięć minut później na murawie pojawił się Maciej Górski, który w 77. minucie strzelił bramkę, która zadecydowała o zwycięstwie.
- Po moim dośrodkowaniu zrobiło się zamieszanie w polu karnym, a Maciej zachował się jak rasowy snajper. Trzeba przyznać, że dał super zmianę - komplementował kolegę Mójta. - Cieszą nas te trzy punkty, bo był to taki kryzysowy mecz i wydaje mi się, że trochę nam sił zabrakło, ale cóż. Liczy się wynik. Gdybyśmy przegrali, to Stomil zrównałby się z nami punktami, a tak to my odskoczyliśmy - dodał.
Trzecia kolejna wygrana pozwoliła wskoczyć drużynie z Małopolski z dziesiątej na siódmą pozycję na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy. Sandecja Nowy Sącz ma już na koncie 18 oczek.
- Nie ma co się zbytnio z tego faktu cieszyć, bo liga jest ściśnięta. Jeden mecz potrafi mocno wywindować drużynę w tabeli. Możemy sobie pluć w brodę po remisach z Puszczą i Kolejarzem, bo moglibyśmy być nawet w pierwszej czwórce - zakończył obrońca Sandecji Nowy Sącz.[i]
[/i]