W eliminacjach do mistrzostw świata, które w 2010 roku zostały rozegrane w Republice Południowej Afryki, byliśmy losowani z drugiego koszyka. W grupie trafiliśmy na Słowację, Słowenię, Czechy, Irlandię Północną i San Marino. Z 11 punktami na koncie zajęliśmy w niej przedostatnie miejsce, wyprzedzając tylko San Marino...
Grupowe zmagania rozpoczęliśmy od remisu ze Słowenią we Wrocławiu i skromnego, dwubramkowego zwycięstwa w San Marino. Następnie 11 października 2008 roku pokonaliśmy na Stadionie Śląskim w Chorzowie 2:1 Czechów. Był to chyba ostatni wielki wygrany mecz reprezentacji Polski o stawkę. Do tej pory bowiem kolejnej takiej potyczki nie możemy się doczekać.
15 października 2008 zmierzyliśmy się ze Słowacją w Bratysławie. Od tego spotkania zaczęło się pasmo nieszczęść i niepowodzeń biało-czerwonych. Po golu Euzebiusza Smolarka jeszcze 85. minucie prowadziliśmy 1:0. W mgnieniu oka, a dokładniej w minutę, straciliśmy jednak dwa gole. Pierwszy padł po fatalnym błędzie Artura Boruca. Przy drugim trafieniu nie popisała się cała nasza defensywa. Czar prysł, a my przegraliśmy i rozpoczęliśmy fatalny okres na polskiej piłki nożnej.
W kolejnych spotkaniach eliminacyjnych najpierw przegraliśmy wyjazdową potyczkę z Irlandią Północną, by później w Kielcach ograć San Marino aż 10:0. Następnie znów spadły na nas kolejne niepowodzenia - remis z Irlandią w Chorzowie, wstydliwa porażka 0:3 w Słowenii, w Pradze 0:2 z Czechami i na koniec eliminacji, przegrana 0:1 ze Słowacją przy praktycznie pustych trybunach w Chorzowie po samobójczym trafieniu Seweryna Gancarczyka.
Całe pasmo niepowodzeń w ostatnich latach zaczęło się od potyczki ze Słowacją w 2008 roku. Czy dokładnie pięć lat i jeden miesiąc po spotkaniu w Bratysławie wszystko się zakończy? 15 listopada 2013 roku biało-czerwoni rozegrają pierwszy mecz pod wodzą nowego selekcjonera, Adama Nawałki. Niech historia zatoczy koło. Naszym rywalem we Wrocławiu będzie bowiem Słowacja.