[i]
- Wszyscy sobie wmawialiśmy, żeby zwycięstwem zakończyć ten rok i zrobić prezent dla naszych kibiców i również dla nas samych. Chcieliśmy, żeby te święta były rzeczywiście radosne i żebyśmy mogli pojechać do swoich domów z czystymi głowami, aby nie rozmyślać o tym, że mogliśmy zrobić coś więcej -[/i] powiedział Zbigniew Małkowski.
Korona pokonała Górali 2:1, ale kto wie jakby potoczyło się to spotkanie, gdyby nie znakomita interwencja bramkarza kielczan po strzale z rzutu wolnego Adama Deji. - Czasami tak się zdarza, że gdzieś jedna sprężyna w nodze zadziała i do tej piłki doleciałem. Cieszę się, bo to był ciężki moment. Niby przeważaliśmy, mieliśmy sytuacje, a Podbeskidzie mogło strzelić bramkę. Na szczęście to im się nie udało - mówił.
Przyjazd Podbeskidzia do Kielc był przed pierwszym gwizdkiem sędziego zapowiadany głównie jako sentymentalny powrót na "stare śmieci" Leszka Ojrzyńskiego, który pracował w Koronie przez ponad dwa lata. - Trener nie pomylił szatni. Miło było przed meczem, ale wychodząc na boisko sympatie zostały w szatni i na boisku byliśmy przeciwnikami - stwierdził Małkowski. - Nie było okazji żeby porozmawiać. Wiadomo, że trener ma swoje obowiązki, konferencja itd. Na pewno też myślał w szatni jak przegrał ten mecz - dodał.
Cztery spotkania bez porażki i tylko trzy oczka straty do ósmego miejsca. Koroniarze kończą rok w dobrych nastrojach, ale też z małym niedosytem. - Mówiliśmy w szatni, że szkoda, że ten rok już się kończy i kolejne mecze dopiero za dwa miesiące, bo widać, że nasza forma wzrastała. Będziemy robili wszystko aby dobrze rozpocząć 2014 rok - zapewnił doświadczony golkiper.