- Powinniśmy ten mecz wygrać. Tak na gorąco ciężko mi cokolwiek powiedzieć - stwierdził Jacek Kiełb po meczu z Zawiszą Bydgoszcz. "Ryba", gdy wyszedł do dziennikarzy, nie ukrywał, że inaczej wyobrażał sobie swój występ. - Zagrałem naprawdę bardzo słabo i nie wiem dlaczego. Jakoś ciężko się czułem. Chłopaki "zachrzaniali", a ja nie dałem z siebie tego co powinienem.
Pomocnik kielczan odniósł się do sytuacji z czerwoną kartką, jaką w 75. minucie ujrzał Siergiej Pilipczuk. - Wiadomo, że nas to osłabiło, graliśmy w 10-tkę. Niby tylko kwadrans, ale wtedy wpadła bramka ze stałego fragmentu. W defensywie mieliśmy wszystko poukładane, krycie było wcześniej ustalone, a tutaj brak tego zawodnika wniósł w naszą defensywę delikatne zamieszanie i z tego straciliśmy gola. Dobrze wiemy, że zawaliliśmy sobie ten mecz - mówił stanowczo.
W grze złocisto-krwistych wszystko zaczęło się jednak sypać już dużo wcześniej, bo tuż po strzeleniu bramki przez Radka Dejmka. Podopieczni trenera Pachety zamiast iść za ciosem, ku zdziwieniu i niezadowoleniu publiczności cofnęli się pod własną bramkę. - Po strzeleniu gola przeciwnik jest najgroźniejszy przez pierwsze pięć minut, bo szybko chce odrobić. Wiedzieliśmy o tym, ale nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić i grać normalną piłkę ofensywną. Pogubiliśmy się.
Przed tygodniem, po bardzo słabej pierwszej połowie w wykonaniu Korony przyszło odrodzenie w drugich 45 minutach. Tym razem było zupełnie inaczej. - Trzeba przyjąć baty za ten mecz. Nie można cały czas chwalić - uważa. Gospodarze po dwóch spotkaniach przed własną publicznością udadzą się teraz w daleki i wymagający piłkarsko wyjazd. - Myśleliśmy, że będzie 6 punktów jednak tak nie jest. Teraz jedziemy na Jagiellonię, bardzo ciężki teren i musimy zrobić wszystko żeby tam wygrać - powiedział na zakończenie.