Coraz większa konkurencja dla Boenischa w Bayerze. "Nie mam żadnych obaw o przyszłość"

Sebastian Boenisch zapewnia, że pomimo wzmocnień Bayeru nie boi się utraty miejsca w składzie. Reprezentant Polski koncentruje się na udanej końcówce sezonu i awansie do Ligi Mistrzów.

W rundzie jesiennej obecnego sezonu Sebastian Boenisch był jedynym klasycznym lewym obrońcą w Bayerze Leverkusen. Z czasem trener Sami Hyypia na tę pozycję przesunął nominalnego pomocnika Emre Cana, a w styczniu na BayArena przybył z Valencii Andres Guardado. Dodatkowo od lipca graczem Aptekarzy będzie uzdolniony Brazylijczyk Wendell, za którego zapłacono 5,5 mln euro.

W rundzie wiosennej Boenisch nie gra tak często i regularnie jak w 2013 roku. W Bundeslidze spośród 8 meczów wziął udział w 5, natomiast w pojedynkach 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSG siedział na ławce rezerwowych. Czy polski defensor może zacząć myśleć o zmianie barw klubowych? On sam zapewnia, że rosnąca konkurencja go nie martwi.

- Cały czas po prostu robię swoje, a klub ma święte prawo pozyskiwać nowych piłkarzy. Nie mam żadnych obaw o przyszłość w zespole, choć nie do końca rozumiem, dlaczego nie występuję w każdym spotkaniu. To jednak jest już tylko pytanie do trenera - tłumaczy 27-latek.

Regularna gra w Bayerze daje Boenischowi nadzieję na powrót do reprezentacji
Regularna gra w Bayerze daje Boenischowi nadzieję na powrót do reprezentacji

Bayer na półmetku rozgrywek był wiceliderem Bundesligi, ale po nieudanym początku rundy rewanżowej spadł na 4. pozycję. - Oczywiście ta negatywna seria musi się w końcu skończyć. Nie wpadamy w panikę, jednak pewne jest to, że po odpadnięciu z Ligi Mistrzów nie możemy już szukać żadnych wymówek. Żeby ponownie dostać się do Champions League, co jest naszym celem, musimy zacząć wygrywać - zapowiada.

Aptekarze mają korzystny terminarz - w najbliższych kolejkach zmierzą się głównie z drużynami z dolnych rejonów tabeli. Jeśli wrócą na ścieżkę zwycięstw, ich pojedynek w 32. serii gier z Borussią Dortmund może zadecydować o wicemistrzostwie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: