- Co z tego, że zagraliśmy dobre spotkanie? - pytał retorycznie po zakończeniu meczu w Warszawie Szymon Pawłowski. Lech w drugiej połowie zdominował boiskowe poczynania, ale nie zdołał pokonać golkipera Legii. - Z perspektywy boiska wydawało się, że byliśmy lepsi, a nie wywozimy z Warszawy żadnych punktów. Takie mecze nic nie dają. Punkty zapewniają bramki, a tych w sobotę nie strzelaliśmy i przegraliśmy spotkanie - dodał były zawodnik Zagłębia Lubin.
W sobotnie popołudnie Pawłowski był jednym z najaktywniejszych graczy Kolejorza. To kolejny solidny występ tego zawodnika w rundzie wiosennej. Sam jednak nie chciał przeceniać swojego występu. - Myślę, że wszyscy zagraliśmy dobrze. Staraliśmy się doprowadzić do korzystnego rezultatu, ale niestety nie udało się. Zostało dziewięć spotkań i wszystkie musimy wygrać, żeby myśleć o mistrzostwie - stwierdził.
W opinii wielu obserwatorów meczu 28. kolejki ekstraklasy niebiesko-biali rozegrali najlepszy mecz w tej rundzie na tle mocnego przeciwnika. Pawłowski szybko skwitował tę opinię. - Wolałbym zagrać najbrzydsze spotkanie i wygrać, niż przegrać po ładnym meczu - przyznał.
Czego zabrakło poznańskiej lokomotywie w starciu z legionistami? - Skuteczności i odrobiny spokoju w sytuacjach, które mieliśmy. Wtedy z pewnością coś byśmy strzelili - ocenił Pawłowski.
Pomocnik wicemistrza Polski również został poproszony o ocenę sytuacji z 38. minuty, w której padła decydująca o losach meczu bramka. - Czy faul był, czy nie było, teraz możemy tylko gdybać, bo bramka została uznana. Punktów nikt nam nie zwróci. Z boiska nie widziałem dokładnie tego zdarzenia, w szatni przewinął się ten temat i "Kamyk" (Marcin Kamiński - przyp. red.) powiedział, że był faulowany - zakończył.