Piłkarze ze Śląska byli przez większość meczu równorzędnym rywalem dla Sandecji i po ich boiskowej postawie nie było widać, że zajmują ostatnie miejsce w I lidze. Trener gospodarzy nie ukrywał, że jego drużyna musiała się natrudzić, by dopisać sobie trzy punkty. - Ciężko pracowaliśmy na to zwycięstwo. Od samego początku było widać, że goście są zdeterminowani. W I połowie brakło nam cierpliwości, a przez to wykończenia. Gdybyśmy rozgrywali akcje konsekwentnie, do przerwy wynik mógł być inny - stwierdził Ryszard Kuźma.
Sądeczanom ciężko było przedostać się pod pole karne środkiem pola, więc próbowali skrzydłami. Z lewego sektora boiska były posyłane dwie piłki, po których Fabian Fałowski stworzył najgroźniejsze sytuacje w I części. W obu przypadkach strzały głową ominęły jednak bramkę.
Po zmianie stron biało-czarni mogli zdobyć trzy gole. W pierwszej dogodnej okazji nieupilnowany w szesnastce Adrian Frańczak minimalnie spudłował przy strzale głową. Właśnie ten element gry zadecydował o końcowym wyniku. Łukasz Grzeszczyk w 61. minucie zacentrował w pole karne, a na piątym metrze bramkarza Energetyka ubiegł Maciej Bębenek, którego główka wpadła do siatki. W jednej z ostatnich akcji jego imiennik Górski sam popędził na bramkę i nieznacznie spudłował sprzed pola karnego, choć wydaje się, że lepszym rozwiązaniem było wcześniejsze podanie do wychodzącego z prawej strony Mouhamadou Traore, lub Macieja Bębenka biegnącego po lewej.
- Wiatr sprzyjał nam w II połowie, popchnął nas do przodu, wykorzystaliśmy okazję i mieliśmy jeszcze kilka niezłych sytuacji. To zwycięstwo bardzo cieszy. Jeśli ktoś się spodziewał, że wiosna będzie łatwa i przyjemna, to się rozczarowuje. Ja akurat nie, bo wiedziałem, że tak może być - podkreślił szkoleniowiec.
Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!
Nie licząc pucharowego meczu, wysoko przegranego z Zagłębiem Lubin, Sandecja na wiosnę strzela jedną bramkę na własnym stadionie i ma potem bardzo nerwowe końcówki. Drużyna z Nowego Sącza straciła w ten sposób zwycięstwo z Górnikiem Łęczna. W starciach z GKS-em Katowice i Energetykiem ROW Rybnik udało się dowieźć skromne prowadzenie do końca, ale nie bez problemów.
W 23. kolejce goście znów mocno zaatakowali w ostatnich minutach i zabrakło im niewiele, by przynajmniej wyrównać. W 85. minucie Szymon Sobczak uderzył, piłka odbiła się jeszcze od nóg obrońcy i Marcin Cabaj musiał wyciągnąć się jak struna, by przenieść ją nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry, przesunięty do ataku stoper Marcin Grolik uderzył nad bramką, a był już w polu karnym.
- Brakuje nam cierpliwości. Rywal był zdeterminowany, bo jest w trudnej sytuacji. My też nie jesteśmy w super komfortowej, co nie pomaga w spokojnym rozgrywaniu spotkań. Mecz z Górnikiem Łęczna jest w głowach zawodników. ROW stwarzał sytuacje, a Łęczna nie, a i tak straciliśmy wtedy dwa gole. Nie jest łatwo, spójrzmy w tabele. Przynajmniej połowa drużyn musi pilnować interesu, by w tej lidze grać dalej. Zawodnicy o tym wiedzą, co nie pomaga w dokładnej grze, kontroli boiskowych wydarzeń - zakończył Ryszard Kuźma.