We Wrocławiu i wilk syty, i owca cała
Po meczu Śląska z Lechią Gdańsk wszyscy mogli mieć powody do zadowolenia - gospodarze, bo wywalczyli trzy punkty, Lechiści, bo awansowali do grupy mistrzowskiej, a Marco Paixao cieszył się z gola.
Trenerowi Lechii po ostatnim gwizdku sędziego i po sprawdzeniu wyników na innych stadionach, spadł kamień z serca. - Z założenia jestem optymistą, widzę szansę na grę w pucharach, natomiast musimy też być realistami. Mamy bardzo dużo zawodników, którzy mają ogromny potencjał. Zagrali dwa doskonałe mecze u siebie, ale z całą pewnością musimy jeszcze poprawić naszą grę. To jest dla nas kluczowy rok - mówił Ricardo Moniz. - W górnej ósemce trzeba będzie zagrać lepiej. To duże ostrzeżenie na przyszłość - zaznaczył.
Opiekun Śląska także był pozytywnie nastawiony. - Jestem ogromnie szczęśliwy, bo to moje pierwsze zwycięstwo we Wrocławiu. Do tego dobra gra drużyny i jesteśmy na 12. miejscu, także cztery mecze u siebie - zaznaczył były napastnik.
- Nie brałem udziału w naszych przygotowaniach i w tej chwili cieszę się, że nasza gra wygląda, tak jak wygląda, bo zdobywamy punkty. Możemy zawsze przyczepić się, że jest dużo remisów. Każdy mecz jest trudny, zwłaszcza jak jest się na dole, jest nerwowo. Bardzo się cieszę, że zdobyliśmy trzy punkty - podkreślił.Zadowoleni byli także kibice Śląska i Lechii obecni na stadionie. Ci od dawna żyją ze sobą w zgodzie. - Atmosfera na trybunach była fantastyczna. Nigdy nie widziałem by kibice dopingowali drużynę przeciwną. Uważam, że tak właśnie powinno być, gdyż futbol to jedność, przyjaźń, na trybuny powinny przychodzić całe rodziny - mówił zaskoczony szkoleniowiec gdańszczan.
Po meczu Śląska z Lechią zapanowała więc ogólna radość. Trudno było znaleźć kogoś, kto byłby w złym nastroju. Takie spotkania zdarzają się jednak bardzo rzadko. Tym razem jednak wilk był syty, a i owca została cała.