Wychowanek GieKSy pokonał Niebieskich w barwach Górnika Zabrze. "Po meczu cieszyło wszystko"

Górnik Zabrze po 18 latach przerwy wygrał na stadionie przy Cichej i awansował na fotel lidera T-Mobile Ekstraklasy. Po meczu wniebowzięty był obrońca Trójkolorowych Dominik Sadzawicki.

Dla kibiców Górnika Zabrze nie ma cenniejszego zwycięstwa od tego odniesionego nad Ruchem Chorzów. W 102. Wielkich Derbach Śląska przy Cichej zabrzanie udowodnili swoją wyższość i wywieźli cenny komplet punktów.

Działacze Niebieskich kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem - w związku z zamieszaniem związanym ze znalezionym w sektorze gości ładunkiem łatwopalnym - podjęli decyzję o niewpuszczeniu na stadion kibiców z Zabrza. Ci w liczbie blisko 600 mieli stawić się na chorzowskim obiekcie.
[ad=rectangle]
Wściekłości z takiego stanu rzeczy nie krył Dominik Sadzawicki, obrońca Górnika, wcześniej poważnie zaangażowany w kibicowskie wsparcie dla GKS Katowice, którego jest wychowankiem.

"Sadza" należał do najzagorzalszych fanów z "Blaszoka", ale intencji kiboli Ruchu nie rozumie. - To pomału przeradza się w paranoję. Rozumiem kibicowską rywalizację, sam byłem zaangażowanym fanem GieKSy i wiem na ten temat trochę więcej niż przeciętny niedzielny kibic. To jednak co miało się wydarzyć i konsekwencje, jakie mogły za tym wybuchem pójść przechodzą wszelkie pojęcie - wścieka się 20-latek.

Dla Dominika Sadzawickiego zwycięstwo nad Ruchem Chorzów miało wymiar szczególny
Dla Dominika Sadzawickiego zwycięstwo nad Ruchem Chorzów miało wymiar szczególny

Młody obrońca zabrzan przekonuje, że w przypadku detonacji ładunku skończyłoby się nie tylko na zakładanym zapaleniu flag na płocie sektora gości. - Mam dość dobre źródła w tej materii i wiem, że mogło dojść do znacznie większej tragedii niż samo spalenie flag. To już powoli robi się chore. Rozumiem rywalizację o punkty na boisku i kibicowską na trybunach, ale do czegoś takiego dopuszczać nie można - podkreśla Sadzawicki.

Po końcowym gwizdku w zakończonym zwycięstwem meczu zawodnicy Górnika podeszli do pustego sektora gości i podziękowali... za doping. Tym rozsierdzili fanów z Chorzowa. - Śmialiśmy się z chłopakami, że idziemy rozbroić bombę. Oczywiście chcieliśmy też tym zachowaniem zamanifestować swoją dezaprobatę dla tego typu zajść. Wiadomo, że była to też jakaś prowokacja z naszej strony, bo kibice Ruchu dość impulsywnie na to zareagowali. My jednak chcieliśmy tym dać wyraz naszego szacunku i solidarność z naszymi kibicami - wyjaśnia defensor Trójkolorowych.

Wychowanek GieKSy nie posiadał się ze szczęścia. - Po meczu cieszyło wszystko. I to zwycięstwo, i przerwana passa, i nasz fotel lidera, i... miny kibiców Ruchu. Zwycięstwa smaczniejszego od tego w Chorzowie nie ma. Wygrać z Ruchem - odwiecznym rywalem - i to jeszcze przy Cichej... To coś pięknego - zakończył.[i]

[/i]

Źródło artykułu: