Piłkarze z Pomorza Zachodniego po bezbramkowym spotkaniu podzielili się w środę punktami z Nadwiślanem Góra. - Nie można wygrać meczu, jak się nie wykorzystuje tylu sytuacji, które mieliśmy. Powinniśmy chociaż jedną strzelić. Wtedy byśmy ten mecz wygrali. Wiedzieliśmy, że Nadwiślan to dobra drużyna mająca w swoich szeregach wielu zawodników z I-ligową przeszłością. Dużo chłopaków z GKS-u Tychy, którzy tu grali w pucharze - ocenił rozczarowany trener Krzysztof Kapuściński.
[ad=rectangle]
W składzie Nadwiślana był bramkarz Piotr Misztal i obrońca, Mariusz Masternak. Obaj w październiku ubiegłego roku przyjechali na stadion przy ulicy Ceglanej i przegrali z GKS-em Tychy 2:3. Ich obecny zespół był dla Błękitnych wymagającym przeciwnikiem. Stargardzianie musieli konstruować atak pozycyjny, a kilku okazji na kontry nie wykorzystali. Już w czasie meczu trener apelował do piłkarzy, by grali szybciej. - Wiedzieliśmy, że tak właśnie Nadwiślan będzie grał, że się cofnie i zagra niskim pressingiem. My mogliśmy troszeczkę szybciej dostarczać piłkę do napastników. Robiliśmy to za wolno, zwłaszcza w pierwszej połowie. W drugiej niemoc, stres i emocje się udzieliły i nie graliśmy tak, jak byśmy chcieli - analizował Kapuściński.
Błękitni zremisowali trzy ostatnie mecze. Mogą szczególnie żałować strat punktów z Rakowem Częstochowa i Nadwiślanem. Dwa te pojedynki rozegrali przed własną publicznością. - Dla nas to jest porażka. Wiem, że czołówka powygrywała. Jeżeli chcemy awansować, a pojawiła się realna szansa, bo czołówka nie uciekła za daleko, to u siebie trzeba wygrać. Niestety to nam się nie udało. Dla nas to jest kolejna strata dwóch punktów - powiedział szkoleniowiec stargardzkiej ekipy.
W czołówce II ligi jest bardzo ciasno. Trzy drużyny zgromadziły po 53 punkty. Siódmi w tabeli Błękitni tracą cztery "oczka". Rezultaty wcześniejszych meczów były korzystne dla Biało-Niebieskich, lecz ostatnia kolejka to zwycięstwa najistotniejszych rywali. Czy nadzieje na awans definitywnie umarły? - Ten mecz bardzo mocno skomplikował nasze szanse. Skumulowało się bardzo dużo wyjazdów, tego wszystkiego. To jest odczuwalne. Nie chcę się tłumaczyć, ale i tak uważam, że należą się słowa uznania dla chłopaków, bo oni cały czas są w grze. Robimy wszystko, niestety nie zawsze się udaje - przyznał Krzysztof Kapuściński.