Kamil Kurowski już w 7. minucie starcia Sandecji z Olimpią nabawił się urazu po starciu z Mateuszem Bartkowem. Grający w osłabieniu przyjezdni stracili bramkę, zanim na murawę wszedł rezerwowy Denis Popović. - Mogę mówić o dużym pechu. Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale kolano boli. Wyszedłem w pierwszym składzie i liczyłem, że pokażę się miejscowej publiczności, ale niestety było mi dane zagrać bardzo krótko - żałował 20-letni gracz.
[ad=rectangle]
Zespół z Grudziądza szybko stracił bramkę i zawodnika, by potem aż do 90. minuty czekać na wyrównanie. Punkt uratował Maciej Rogalski. - Ten mecz mógł się inaczej potoczyć, gdyby na samym początku Marcin Smoliński wykorzystał swoją sytuację. Nie był to mega słaby mecz, ale przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Wiedząc w jakiej Sandecja jest sytuacji, graliśmy spokojnie, a oni musieli. Dopiero w drugiej połowie postawiliśmy wszystko na jedną kartę i walczyliśmy do końca. Po wyrównaniu dążyliśmy do strzelenia kolejnej bramki, ale i tak mamy cenny punkt. Jesteśmy zmotywowani, by zająć 4. miejsce w I lidze - podkreślił Kurowski.
20-letni gracz jest wypożyczony do Olimpii Grudziądz z Legii Warszawa. Zimą wydawało się, że rundę spędzi w Sandecji. Wychowanek Grodu Podegrodzie pochodzi z Olszany, leżącej nieopodal Nowego Sącza. Ówczesny trener biało-czarnych Piotr Stach był entuzjastą zatrudnienia Kurowskiego, który trenował z zespołem niemal cały okres przygotowawczy. Władze sądeckiego klubu ogłosiły nawet na oficjalnej stronie internetowej transfer, by na koniec się z niego wycofać. O sprawie pisaliśmy na łamach naszego portalu.
- Zostałem tu potraktowany trochę nie fair. Minęło już trochę czasu, ale w środku jest jakiś żal. Tak nie powinno się stać, ale na pewne rzeczy nie ma się wpływu. W Sandecji walczyłem od początku przygotowań i myślałem, że będę podstawowym zawodnikiem u trenera Piotra Stacha. Do Olimpii trafiłem dwa dni przed końcem okienka transferowego, nie przepracowałem z drużyną okresu przygotowawczego, ale nie żałuję - zapewnił Kamil Kurowski.