"Człowieku, skąd Ty się wziąłeś?" - wyjątkowa historia Ernesta Wilimowskiego

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Wilimowski rzeczywiście uwielbiał dobrą zabawę i alkohol. Na Śląsku aż huczało o jego kolejnych libacjach po meczach ligowych. Brał życie garściami, był młody, sławny, miał pieniądze. Bawił się również na murawie. Uwielbiał ośmieszać przeciwników. - Pamiętam, jak często ogrywałem bramkarzy, bo zamiast strzelać do pustej bramki, zatrzymywałem się tuż przed linią, krzyczałem do nich i kiedy rzucali się ostatkiem sił, piętą leciutko umieszczałem piłkę w siatce. Kibice na trybunach wiwatowali, coś pięknego - opowiadał.
- Miałem to szczęście, że widziałem na żywo grę Wilimowskiego - wspomina Bohdan Tomaszewski w reportażu radiowym "Jak pijak grał w piłkę. Ernest Wilimowski i jego historia", autorstwa Daniela Karasia, Norberta Tkacza i Davida Zeisky'ego. - Moim zdaniem to był najbardziej efektowny piłkarz w historii polskiego futbolu.

Cały reportaż wysłuchasz TUTAJ >>

5 czerwca 1938 roku rozegrał mecz, który spowodował, że stał się sławny poza Polską. W meczu 1/8 finału mistrzostw świata reprezentacja grała z Brazylią. Po I połowie przegrywaliśmy 1:3. Od czego jednak ma się w składzie Wilimowskiego? W ciągu sześciu minut doprowadził do wyrównania. Kiedy Peracio znów wyprowadził "Canarinhos" na prowadzenie, "Ezi" tuż przed końcem regulaminowego czasu gry strzelił na 4:4. Dogrywka. W doliczonym czasie gry legendarny Leonidas dwa razy pokonał polskiego bramkarza. Wilimowski odpowiedział "tylko" jedną bramką. 5:6 - Polska odpadła z mundialu.

Po meczu do Wilimowskiego podeszli brazylijscy działacze. - Człowieku, skąd Ty się wziąłeś? Jesteś geniuszem, dajemy ci zawodowy kontrakt, będziesz u nas żył jak w raju, przyjeżdżaj do naszej ligi - przedstawili ofertę.

- Tata podpisał nawet wstępną umowę - zdradziła wiele lat później jego córka. - Po powrocie do kraju okazało się jednak, że to jest niemożliwe, aby wyjechał do Brazylii. Nie dostał pozwolenia.

Jestem Górnoślązakiem

Podczas meczu z Brazylią wpadł w oko Seppa Herbergera, trenera, który prowadził reprezentację Niemiec (III Rzeszy) prawie 30 lat (1936-1964). Podczas II wojny światowej selekcjoner przypomniał sobie o Wilimowskim.

Wojna, która od września 1939 roku obejmowała kolejne kraje, tak naprawdę zniszczyła karierę Wilimowskiego. - Gdyby doszło do mistrzostw świata w 1942 roku, niewykluczone że to nie Pele byłby uważany za najwybitniejszego piłkarza w historii futbolu, a właśnie Wilimowski - przekonuje Andrzej Gowarzewski, autor Encyklopedii Piłkarskiej Fuji, dziennikarz, który przymierza się do napisania biografii "Eziego".

Wilimowski we wrześniu 1939 roku nie chwycił za broń, nie poszedł przelewać krwi za kraj. - Zdrajca - powie część Polaków. Jego sytuacja było mocno zagmatwana. Aby próbować zrozumieć jego decyzję, musimy sobie uświadomić, że ojciec "Eziego" był Niemcem, piłkarz urodził się jako Ernest Otto Prandella, podkreślał, iż jest "Górnoślązakiem", mówił głównie po niemiecku, "godoł" po śląsku. Owszem, grał w reprezentacji Polski, ale jego prawdziwą ojczyzną był właśnie Górny Śląsk.

Kiedy ulokowany w Londynie rząd Polski na uchodźstwie oraz najwyżsi przedstawiciele Kościoła namawiali Ślązaków do podpisywania folkslisty, Wilimowski nie zastanawiał się ani minuty. Podobnie jak zdecydowana większość mieszkańców regionu. Otrzymał niemieckie obywatelstwo, został wcielony do wojska i wyjechał ze Śląska. Selekcjoner reprezentacji Niemiec natychmiast powołał "Eziego" do reprezentacji. Ten nie odmówił. - Ojciec przyjął propozycję, bo to była dla niego jedyna szansa na rozwój sportowy, na dodatek wiązała się z wynagrodzeniem. Jednak najważniejsze, że nie musiał iść na front i ryzykować życia - tłumaczyła w reportażu radiowym córka piłkarza.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×