Wirtualna Polska: Czy dożyliśmy czasów, w których Niemcy muszą bardziej bać się Polaków niż odwrotnie?
Ulrich Hesse: Nie, strachu odczuwać nie musimy. Gramy przecież u siebie. Mimo porażki w Warszawie zespół stanie do walki z wiarą w siebie.
Tamto spotkanie zmieniło zdanie Niemców o polskim futbolu?
- Nie sądzę. Wcześniej też szanowano u nas waszą piłkę. Głównie ze względu na wielu piłkarzy, którzy z sukcesami grali w Bundeslidze.
Ale dziś wysoki poziom to trzech, czterech zawodników. Reszta gra przeciętnie.
- Podtrzymuję: zawsze mieliśmy dobre zdanie o polskim futbolu. Obok Roberta Lewandowskiego, Łukasza Piszczka, i Jakuba Błaszczykowskiego, byli też tacy ludzie jak Lukas Podolski czy Miroslav Klose . Oni stanowili o sile naszej reprezentacji. A Arkadiusz Milik? Bayer Leverkusen pokładał w nim olbrzymie nadzieje. Mamy świadomość, jak wielu świetnych piłkarzy pochodzi z Polski. Po losowaniu mnóstwo osób uznało, że będziecie najtrudniejszymi przeciwnikami. Nie tak dobrymi jak nasza reprezentacja, ale lepszymi od Irlandii czy Szkocji.
Drużyna prowadzona przez Joachima Loewa ma spore problemy z defensywą.
- I nie da się ich zbyt szybko rozwiązać. Nie na tym etapie sezonu. Czasu do trenowania wciąż jest za mało, pracy jednak sporo.
Co powinien zrobić Loew?
- Niemcy mają znakomitych środkowych obrońców, ale problem tkwi na bokach. Selekcjoner mógłby spróbować ustawienia z trzema defensorami.
To wasz największy kłopot?
- Nie, chodzi raczej o równowagę. Przez kilka miesięcy po mistrzostwach świata zespół - z różnych powodów - wydawał się nieskładny. Mam na myśli przede wszystkim przejście do obrony. To były błędy koordynacyjne.
Reorganizacja jest powodem słabszych wyników?
- Jednym z wielu. Poza rezygnacją kluczowych graczy, były też problemy reprezentantów z formą w klubach. Były jeszcze kontuzje. Warto też przypomnieć sobie, jak wielkie kłopoty w Bundeslidze miała Borussia Dortmund. Każdy się kiedyś męczy.
"Po mundialu moi zawodnicy byli wyczerpani psychicznie i fizycznie" - mówił Loew.
- Nie przesadzajmy. Właściwie kryzys nie był aż tak poważny. Nikt nie ma wątpliwości, że pojedziemy na EURO. I to jako bardzo silny zespół. Oczywiście piłkarze i selekcjoner byli niezadowoleni z wyników. O kryzysie powiemy dopiero, jeśli one się nie poprawią.
A może piłkarze poczuli się zbyt pewni siebie? Jak w 1990.
- Nie możemy tego porównywać. Zakładam, że chodzi o zdanie Franza Beckenbauera - że Niemcy będą nie do pokonania. Ale on tego nie powiedział ze względu na zdobyty tytuł, lecz na wielu świetnych piłkarzy, których mieliśmy i którzy dołączyli do nas z dawnego NRD. Ale czy wtedy mogliśmy mówić o jakimkolwiek kryzysie? Niemcy dwa lata po wygraniu mundialu grali w finale mistrzostw Europy. Dlatego nie ma powodów do zmartwień.
I znów macie znakomitych zawodników. Choćby Marco Reusa, który osiągnął niesamowitą formę już na początku sezonu (ostatecznie Reus nie zagra z powodu kontuzji - przyp. mk).
- Nie tylko on. Thomas Mueller też jest bardzo groźny, a Toni Kroos to najważniejsza figura środka pola. Ilkay Guendogan z kolei wraca do dyspozycji sprzed długiej kontuzji. Zostaje tylko kwestia Mario Goetze, który w Bayernie Monachium nie może się przebić. Ale on też może dać dużo mocy.
A jeśli to się nie sprawdzi? Będziecie bardziej cierpliwi w stosunku do selekcjonera niż Polacy?
- Powiem tak: jeśli wyniki nie będą się zgadzały, to na Loewa spadnie wielka fala krytyki. Kwalifikacja na mistrzostwa we Francji to absolutny mus. Selekcjoner sam go sobie nakreślił - już na początku zapowiedział, że nie będziemy mieć z tym żadnego problemu...
Rozmawiał Mateusz Karoń
MA WRÓCIĆ TAMTA Z POWROTEM!!!!!!!