Po pierwszej połowie meczu Śląska Wrocław z Jagiellonią wydawało się, że gole dla drużyny z Białegostoku są kwestią czasu. Druga odsłona potyczki zdecydowanie należała już jednak do zawodników WKS-u.
- Myślę, że pierwsza połowa zdecydowanie należała do nas. W drugiej było, jak było. Straciliśmy szybko bramkę po rzucie rożnym. Potem już sama sytuacja się wyklarowała - mówił po ostatnim gwizdku sędziego Bartłomiej Drągowski.
Drągowski, który w tym spotkaniu nie zaprezentował się najlepiej, posypał głowę popiołem. - Popełniliśmy trochę błędów, w tym ja też. Cóż, nie zostaje mi nic po tym meczu, tylko wrócić do Białegostoku i przygotowywać się do następnego meczu i to spotkanie mieć już za sobą. Nie należało ono do udanych - skomentował bramkarz.
Jagiellonia w pierwszej połowie meczu miała dobre okazje, aby objąć prowadzenie. Najlepszą w 14. minucie zmarnował Łukasz Sekulski. - Myślę, że bramka ułatwiłaby nam grę w tym meczu. Tak się nie stało. Śląsk pierwszy zdobył gola i to oni mogli potem się nami bawić - zaznaczył Drągowski.
Bramkarz Jagiellonii w trakcie drugiej połowy chwycił się udo. Mimo to dograł jednak do końca spotkania. - W mięśniu dwugłowym mnie coś zakłuło i spięło. Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo jakimś specjalistą od kontuzji to nie jestem, ale mam nadzieję, że dowiem i nie spowoduje to jakiejś przerwy - wyjaśnił sam główny zainteresowany w rozmowie z WP SportoweFakty.