Reprezentacja Irlandii może zapewnić sobie w Warszawie awans do Euro 2016. Niepowodzenie nie przekreśli jej szans, ale będzie oznaczało konieczność rywalizowania w barażowym dwumeczu. Na wielkie piłkarskie sukcesy drużyny narodowej, np. na miejsce w strefie medalowej imprezy mistrzowskiej, kibice raczej nie liczą i w najbliższej przyszłości nie będą mogli liczyć. Znacznie silniejszą pozycją mają irlandzcy rugbyści, którzy tradycyjnie są zaliczani do ścisłej światowej czołówki złożonej z Australii, Nowej Zelandii, RPA, Francji, Walii, Anglii, Szkocji, Irlandii i Argentyny.
The Shamrock biorą obecnie udział w Pucharze Świata - mundialu rozgrywanym co cztery lata. Mają silny skład, wygrali trzy dotychczasowe mecze i są już pewni miejsca w ćwierćfinale, a w niedzielę o 17:45, czyli trzy godziny przed początkiem pojedynku kadry Martina O'Neilla z Biało-Czerwonymi, zmierzą się na Millennium Stadium w Cardiff z Francją. Zwycięzca uniknie w 1/4 finału pojedynku z faworyzowaną Nową Zelandią i powalczy z o wiele słabszą Argentyną, więc stawka meczu jest ogromna.
- Gratulacje dla piłkarzy za 1:0 wygraną nad Niemcami. Gol Shane'a Longa był kapitalny, a wykończenie akcji fantastyczne. Myślę, że Martin O'Neill ma naprawdę wiele powodów do radości, ale zapewne zamknął już ten rozdział i teraz próbuje tak ustawić zespół, by pokonał również Polskę. Mam nadzieję, że to będzie "Super Niedziela" dla irlandzkiego sportu i wszystkich naszych kibiców - zapowiada selekcjoner rugbystów Joe Schmidt.
Nastroje wśród naszych przeciwników są bojowe. "The Irish Times" przypomina, że po raz ostatni Polacy i Francuzi równocześnie atakowali Irlandię w... 1815 podczas bitwy pod Waterloo. Gazeta przypomina, że wówczas to Irlandia była górą.
Selekcjoner rugbystów czerpie inspirację ze zwycięstwa piłkarzy nad Niemcami: