Kadra Adama Nawałki rodziła się w bólach, a na początku kadencji obecnego selekcjonera wiara w sukces była znikoma. Tym większa jest więc radość po jego osiągnięciu. Teraz trzeba jednak zrobić wszystko, by nie powtórzyła się historia z poprzednich udanych eliminacji.
W 2002 roku, gdy po szesnastu latach czekania awans na mundial zapewnił nam Jerzy Engel, nastroje były euforyczne, ale występ Biało-Czerwonych w Korei Południowej podziałał jak zimny prysznic, który całkowicie zburzył pozytywną atmosferę. Identycznie było cztery lata później przy okazji mistrzostw świata w Niemczech i w 2008 roku, gdy za kadencji Leo Beenhakkera po raz pierwszy w historii pojechaliśmy na mistrzostwa Europy. Wydarzeń z Euro 2012 też nie trzeba nikomu przypominać. Zawiedliśmy na całej linii, mimo że mieliśmy mnóstwo szczęścia w losowaniu i trafiliśmy do najsłabszej grupy.
Za kilka miesięcy pojedziemy na piąty wielki turniej w najnowszej historii i warto wreszcie wyciągnąć wnioski z przeszłości. Gloryfikowanie samego awansu jest błędem i pierwszym krokiem do kolejnego rozczarowania. Eliminacje były dużo łatwiejsze niż kiedyś, bo do udziału we francuskiej imprezie kwalifikują się 24, a nie 16 zespołów. W swojej grupie ponieśliśmy zaledwie jedną porażkę, ale z drugiej strony zanotowaliśmy tylko dwa zwycięstwa, którymi możemy się chwalić - to ostatnie z solidną Irlandią i oczywiście wcześniejsze domowe z Niemcami, choć ich pokonaliśmy przy niebywałej dozie szczęścia. Triumfy nad Gibraltarem i Gruzją były obowiązkiem.
Awans rodził się w bólach, a tacy rywale jak Szkocja i Irlandia, czyli najniższa półka spośród uczestników turnieju finałowego, sprawiali nam niemałe kłopoty i zaliczyliśmy z nimi jeden - okupiony ogromnym wysiłkiem - triumf. Już to każe zachować ostrożność i nie pompować wokół kadry nieuzasadnionego balonu oczekiwań.
Mamy kilku światowej klasy piłkarzy - Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka, Jakuba Błaszczykowskiego czy Łukasza Piszczka. Nie musimy się też obawiać obsady bramki. Na pewno jednak nie posiadamy zespołu, który już teraz mógłby pojechać na mistrzostwa Europy i osiągnąć na nich sukces. Adam Nawałka pewnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz szeroko pojęta publika niekoniecznie.
Jeśli dziś uznamy, że wszystko zostało już zbudowane, a Francja stoi przed nami otworem, będzie to pierwszy krok do powtórzenia błędów z poprzednich turniejów. Piąte podejście to najwyższy czas, by w końcu wyciągnąć wnioski i zrobić krok naprzód. Wyjazd na Euro, trzy występy w grupie i szybki powrót do domu nie jest celem minimum. Powtórka takiego scenariusza byłaby rozczarowaniem i dowodem na to, że na przestrzeni lat nie robimy żadnych postępów. Dlatego nie bądźmy minimalistami, nie radujmy się po awansie tak jakbyśmy właśnie zostali mistrzami Europy. Sukces ma dopiero nadejść.
Szymon Mierzyński