Gdy po niedzielnym meczu selekcjoner Irlandczyków, Martin O'Neill, postawił Lewandowskiego w jednym szeregu z Leo Messim i Cristiano Ronaldo, przyjęto to z uśmiechem, ale w sumie ze spokojem i zrozumieniem. W końcu to Lewandowski. Ale przecież nie trzeba sięgać pamięcią wstecz aż tak daleko, żeby zobaczyć jak bardzo zmieniła się pozycja polskiego łowcy goli. Jak zmienił galaktykę, wszedł na poziom nieosiągalny dla polskich piłkarzy od trzech dekad, stał się Potworem Futbolu. Dziś trudno w to uwierzyć, ale jeszcze niedawno nawet poważni eksperci - jak Grzegorz Mielcarski na łamach "Przeglądu Sportowego" - mówili wprost: Lewandowski to nie jest gwiazda wielkiego formatu. Powinien być traktowany jak każdy inny piłkarz.
Robert Lewandowski, wtedy napastnik Borussii Dortmund, musiał zderzyć się z ogromną falą krytyki. Czarna seria rozpoczęła się tuż po zremisowanym 1:1 meczu z Grecją podczas Euro 2012. "Lewy" nie mógł trafić do siatki kolejno Rosjan, Czechów, Estończyków, Czarnogórców, Mołdawian, Anglików, Urugwajczyków, Irlandczyków i Ukraińców. Przełamał się dopiero w wygranym 5:0 spotkaniu z San Marino. Ale i to nie wystarczyło, by zatrzymać lawinę negatywnych opinii. Po pierwsze przeciwnik był typowym dostarczycielem punktów, po drugie, obie bramki zostały zdobyte z rzutów karnych.
Wreszcie nadszedł słynny mecz z Danią w Gdańsku. Lewandowski opuścił boisko 12 minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Towarzyszyły mu gwizdy. Zdaniem menedżera piłkarza, Cezarego Kucharskiego wiele osób było Robertowi nieprzychylnych. Było to zaraz po tym jak piłkarz długo odmawiał zagrania w reklamie firmy Orange, ówczesnego sponsora kadry. Doszło do ostrej wymiany zdań między piłkarzami a prezesem Bońkiem. - Spadała na niego ogromna krytyka i musiał sobie z tym poradzić. Nie była to sytuacja łatwa. Mecze reprezentacji to wielki wysiłek psychiczno-fizyczny. Mówimy jednak o osobie potwornie silnej także pod względem mentalnościowym - mówi Kucharski.
I choć trudno było Lewandowskiemu odmówić zaangażowania, to jednak od tłumu dostawało mu się dość mocno. Był zły na siebie, choć bardziej na ekspertów, którzy nie chcieli zauważyć jego pracy. - Zawsze miał sytuacje do strzelenia bramki, nawet gdy zakładał koszulkę reprezentacji. A to jest najważniejsze dla napastnika - podkreśla Kucharski.
Problem oczywiście nie wziął się znikąd. Popisy strzeleckie "Lewego" w Bundeslidze czy "czteropak" podczas spotkania z Realem Madryt sprawiały, że oczekiwania wobec byłego napastnika Lecha Poznań rosły także w kadrze.
Przełomowe momenty były dokładnie dwa. Pierwszym okazało się powierzenie mu roli kapitana. Wtedy Lewandowski podkręcił tempo. - To dodało mu powera. Trener w odpowiednim czasie dał Robertowi opaskę. Ten zaś poczuł się odpowiedzialny za drużynę. Ta decyzja Lewandowskiego odmieniła - przyznał po meczu z Irlandią prezes PZPN, Zbigniew Boniek.
Drugim istotnym nie tylko dla niego, ale całej drużyny zdarzeniem było pokonanie Niemców po niezwykle trudnym i szczęśliwym meczu 2:0. Reprezentacja Polski uwierzyła w siebie. Przegrane eliminacje do mistrzostw świata pozwoliły jej dojrzeć, a wygranie z triumfatorami brazylijskiego mundialu dało pozytywnego kopa. - Jeżeli drużyna wygrywa, zawodnikom łatwiej o indywidualne sukcesy. Chcieliśmy wykorzystać jego potencjał i to na się udało. Robert potrafi wyjść i wejść do gry. Ma znakomite wyczucie czasu. Naszym celem było wykorzystanie tej umiejętności - analizował selekcjoner Adam Nawałka.
Sytuacja w reprezentacji łudząco przypomina tę z początków "Lewego" na Signal Iduna Park. Właściwie ograniczały się one do wielkiej szydery i ksywki "Lewandoofski" (doof po niemiecki znaczy głupek - przyp. red.) oraz złośliwego filmiku, na którym aktor w koszulce Roberta nie może trafić nawet do toalety. Drwiący nie przewidzieli, że Polak tak szybko stanie się kimś więcej niż tylko następcą Lucasa Barriosa. Tytaniczna praca sprawiła, że Lewandowski wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi niemieckiej oraz światowego futbolu w ogóle.
Dziś nikt już nie śmieje się z kapitana naszej drużyny narodowej. "Lewy" poprowadził Polskę do awansu na Euro 2016. Zdobył 13 goli w eliminacjach do francuskiego turnieju, stając się niemalże bohaterem narodowym. - Rozpiera mnie duma, bo dołożyłem do tego maleńką cegiełkę. Cały czas powtarzałem Robertowi, żeby nie był jak wszyscy piłkarze. Teraz zbiera owoce setek godzin harówki. Dla sportowca to coś szczególnego, kiedy doceniają go takie osoby jak prezydent czy premier. I Andrzej Duda, i Ewa Kopacz gratulowali mu wspaniałej formy - uśmiecha się Kucharski.
W tym momencie jego zawodnikowi zarzucić można jedną rzecz. Trochę obniżył loty. Przed spotkaniem z Irlandią miał na koncie pięć meczów z rzędu, podczas których zdobywał co najmniej dwa gole. Po niedzielnym boju gracz Bayernu przestał być Robertem "Minimumzwei" Lewandowskim.
[b]Mateusz Karoń
[/b]