Na początku sezonu Węgier popełniał sporo błędów, za co dostawało mu się od wszystkich. W pewnym momencie trener Maciej Skorża odsunął go nawet od składu, licząc, że przerwa pomoże mu w odzyskaniu formy. Ta taktyka okazała się w dużym stopniu skuteczna.
- Ja też jestem wobec siebie krytyczny. To normalne, że media czy kibice oceniają mnie niżej jeśli gram słabo. Nie jest też jednak tak, że pojedynczy błąd od razu przekreśla cały występ i oznacza, że rozegrało się najgorszy mecz w życiu - zaznaczył Tamas Kadar.
Węgier przyznał jednak, że był mu potrzebny swego rodzaju reset. - Po porażce 1:3 z FC Basel w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, na jakiś czas odmówiłem udzielania wywiadów. Byłem sfrustrowany i chciałem się skoncentrować tylko na poprawianiu swojej formy.
25-latek stracił też miejsce w wyjściowej jedenastce. - Gdy do zdrowia wrócił Paulus Arajuuri, ja powędrowałem na ławkę. Musiałem to jednak zaakceptować i walczyć o swoje miejsce. Innego wyjścia nie było.
Wygląda na to, że Kadar wrócił silniejszy. Teraz gra wprawdzie na lewej obronie, a nie jako stoper, ale znajduje się w zdecydowanie wyższej dyspozycji niż na początku sezonu. - To nie był pierwszy moment, w którym zderzyłem się z falą krytyki. Dlatego wiedziałem jak sobie z tym poradzić - wyjaśnił.
W sobotniej potyczce ze Śląskiem Wrocław Węgier najprawdopodobniej znów dostanie szansę od Jana Urbana, zwłaszcza że nie zagrał przeciwko KGHM Zagłębiu Lubin w Pucharze Polski. Trener Kolejorza stosuje bardzo dużą rotację, więc 25-latek tym razem powinien wyjść na boisko od 1. minuty.