Wielka Boca i wielkie skandale

 Redakcja
Redakcja
Wygrywała i grała naprawdę świetny futbol, bezapelacyjnie najciekawszy w całej lidze, w której tylko jeden rywal dotrzymywał jej kroku. To Rosario Central, z kapitalnym duetem Marco Ruben (kiedyś próbowany w lidze hiszpańskiej) – Franco Cervi (już kupiony przez Benfikę), pod wodzą młodego 41-letniego trenera Eduardo Caudeta, w przeciwieństwie do River Plate, grali futbol na tak. Jest dużo biegania, kiwania, z każdego meczu można wyciąć kilka akcji - perełek. Nie ma wątpliwości, że młody trener z bogatym CV (grał w Meksyku, Hiszpanii i USA) śledzi to co dzieje się w najlepszych ligach świata i czerpie inspiracje garściami. Ta inspiracja oraz zamiłowanie do katorżniczej pracy, zawiodły go do wicemistrzostwa Argentyny oraz finału Pucharu Argentyny przeciw Boca Juniors.

Drugi skandal

Czwarty dzień listopada 2014 roku na zawsze przejdzie do historii argentyńskiej piłki jako dzień hańby. Trzy dni po wywalczeniu mistrzostwa Argentyny, Boca przyjechała do Cordoby na finał reaktywowanego w 2011 roku krajowego pucharu. Cel był oczywisty, pierwszy w historii argentyńskiego futbolu dublet. Ale rywal był niezgorszy, ostatecznie trzeci w tabeli zespół Rosario z królem strzelców Rubenem i królem asyst Cervim. Zawody miały kapitalną oprawę, telewizja zapewniła im prestiż niczym finałowi mistrzostw świata w 1978, a Carlos Tevez i spółka mieli zapewnić wielkie show. Tyle że w pierwszej połowie to nie Boca, a Central grali lepiej, chociaż wynik po 45 minutach brzmiał 0:0. Do dziś zresztą trwają spekulacje czy aby nie był to wynik krzywdzący, a pięknego gola strzelonego głową przez Rubena sędziowie nie powinni jednak uznać. O dziwo, sędzia Martin Ceballos nie miał żadnych wątpliwości dyktując więcej niż wątpliwego karnego dla Boca, za faul na Peruzzim popełniony 3-4 metry przed polem karnym! Komentatorzy telewizji argentyńskiej jego decyzję przyjęli salwami śmiechu i ironicznymi komentarzami, co najlepiej świadczy o dyspozycji dnia arbitra. Karnego wykorzystał Urugwajczyk Nicolas Lodeiro, a piłkarze Central już wiedzieli, że tego meczu o własnych siłach nie wygrają. Kiedy w 90 minucie gry sędzia uznał gola z ewidentnego spalonego (komentarz w argentyńskiej telewizji: nie ma, nie ma, spalony, dokończę poprzednie zdanie... Był? Goooooool!) czara goryczy została przelana. Piłkarze, trenerzy, wszyscy wtargnęli na boisko.

Kibice Central dostali wścieklizny, a pomeczowe relacje we wszystkich mediach obu Ameryk były miażdżące: skandal, Boca wygrała dzięki sędziemu, Rosario nie mogło wygrać, zostali okradzeni -  tak opisywano finał pucharu. Sędzia Ceballos został zawieszony, prezydent federacji musiał tłumaczyć się gęsto, bo sugestie o ustawieniu wyniku pojawiały się wcale nierzadko. Po kilku dniach arbiter przeprosił za "pomyłki", a nawet popłakał się w rozmowie z telewizją FOX.

Parę dni potem, w meczu ostatniej kolejki ligowej, Central pokonali u siebie Bocę 3:1. Ale wygrana nikogo nie cieszyła, bo zarówno mistrzostwo jak i puchar mieli goście z Buenos Aires i za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał o honorowym rewanżu drużyny z Rosario.

Brudni, ale najlepsi

Z Bocą w 2015 jest trochę, jak z Argentyną na mistrzostwach świata w 1986 roku. W sumie najlepsi, ale do półfinału mundialu weszli dzięki oszustwu Maradony. Drużyna wreszcie ma trenera z wizją, a do tego głodnego sukcesów. 40-letni Rodolfo "Vasco" Arruabarrena jak na młody wiek ma doprawdy niezłe doświadczenie trenerskie zdobyte w Tigre i urugwajskim Nacionalu. Gołym okiem widać, że przygoda w Boce będzie wspaniałą trampoliną do kariery w dobrej lidze europejskiej. Siedmioletnie doświadczenie piłkarskie w hiszpańskiej Primera Division w najlepszych czasach Villarrealu na pewno nie zostanie zapomniane, tym bardziej że argentyńscy trenerzy w ostatnich latach przebojem zdobyli serca hiszpańskich menedżerów (Bielsa w Athletic Bilbao, Berrizo w Celcie Vigo, Pochettino w Espanyolu, Simeone w Atletico, nawet Pizzi w Valencii). Vasco drużynę trzyma krótko, przychodząc do klubu przeprowadził radykalną zmianę pokoleniową. Dziś poza 34-letnim bramkarzem Agustinem Orionem, 36-letnim stoperem Danielem Diazem (wiele lat w La Liga) i 31-letnim Tevezem dominuje młodzież. Nawet zniszczony kontuzjami Fernando Gago (kiedyś Real Madryt i Valencia) jest już raczej trzymany bardziej jako talizman czy dobry duch drużyny, a nie zawodnik z praktycznym znaczeniem dla ekipy. Meli, Cubas, Calleri, Betancour, Peruzzi – gracze mający po 18-23 lata – wydają się przepustką klubu do wielkich pieniędzy w niedalekiej przyszłości. Bo Arruabarrena stawia na młodych i ma pomysł na ich wykorzystanie. Calleri strzelał najpiękniejsze bramki w całej lidze, Meli był prawdziwym turem w walce o piłkę w środku pola, a Urugwajczyk Bentancour w wieku 18 lat nie za darmo uznany został odkryciem roku w lidze argentyńskiej. Calleri ma na stole propozycję z Interu Mediolan, o Meliego już latem walczyła Benfica, Betancour na odkrycie dopiero czeka.

Boca Arruabarreny gra tak jak grał on sam: agresywnie, drapieżnie, z pazurem. Vasco wniósł też trochę nowej, a w sumie starej, argentyńskiej piłki, granej po ziemi, z szybkim podaniami wertykalnymi. Atak trzeba rozgrywać szybko, co nie znaczy, że trzeba hołdować niszczącej południowoamerykański futbol regule "kick and rush". Boczni obrońcy wchodzą do akcji ofensywnych dla zwiększenia przewagi liczebnej, a nie odpalania desperackich centr w pole karne, defensywni pomocnicy naprawdę potrafią operować piłką, nie tylko przewracać rywali, poziom wyszkolenia technicznego nawet najbardziej przeciętnych graczy stoi na wysokim poziomie. Słowem, Bocę ogląda się z przyjemnością, a wiele wskazuje na to, że będzie tylko lepiej.

Jedno Ale

Podwójna korona – jest! Efektowny, nowoczesny futbol – jest! Spektakularni gracze – są! Szaleńczy doping na Bombonerze – jak zwykle! Nie mamy już zmartwień? Mamy i to jakie! Jak wyżej pisałem, w Ameryce wszystko mają poukładane po swojemu, również i w pucharach. W Europie Liga Mistrzów i Liga Europy jest rozgrywana równolegle, więc logiczne, że z udziałem innych drużyn (oprócz trzecich zespołów z grup LM, które trafiają do fazy pucharowej LE). A w Ameryce Południowej może zdarzyć się sytuacja, że drużyna zagra w obu pucharach i jeszcze je wygra. W grudniu kończą się rozgrywki Copa Sudamericana, w lipcu skończyły się Copa Libertadores. Od grudnia 2014 River Plate wygrywa jak leci. To, co rok temu było wielkim powrotem po chudych latach w pucharach (w XXI wieku River nie wygrało żadnego), w lipcu było triumfem (River wygrało Libertadores trzeci raz), w grudniu może być spektakularną dominacją, bowiem Milionerzy właśnie toczą boje w półfinale Copa Sudamericana 2015 z lokalnym rywalem, Huracanem Buenos Aires. Wygrana czterech pucharów z rzędu (po drodze jeszcze był Superpuchar Ameryki Południowej) byłaby największym międzynarodowym sukcesem w historii klubu.

I cóż Boce po dominacji w domu, skoro poza Argentyną nie ma mocnych na River i nawet podwójna korona i powrót Teveza tej przykrości kibicom nie wynagrodzą? No chyba że Barcelona w Klubowych Mistrzostwach Świata urządzi sobie ostre strzelanie i rozniesie drużynę Marcelo Gallardo niczym FC Santos w 2009.

Bartłomiej Rabij

Czytaj więcej w "PN"

Kapitan Bayernu nie zastanawia się nad przyszłością Guardioli

Magiera o organizacji konferencji "Football Players Zone" 

Gol Grosickiego kandydatem do gola kolejki 

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×