Stracił nogę, ale nadal chce żyć - były bramkarz Wisły Kraków, Janusz Adamczyk wraca do futbolu
- Miałem jakieś zakażenie. Ból był codziennie. "Mądry" pan doktor uznał, że musi pobrać wymaz z kości, więc zaczął w niej dłubać. Żadnego znieczulenia, wziął skrobaczkę i na żywca wykonywał zabieg. Masochista. Myślałem, że się posikam, tak bolało. A z wymazu oczywiście nie uzyskał żadnych informacji - kręci głową.
Po artykule na jednym z portali zadzwonił do niego Patryk Małecki, wtedy zawodnik Pogoni Szczecin. - Akurat przechodził rehabilitację w Krakowie. Zawiózł mnie do klinki na konsultację. "Ale to wszystko kosztuje!" – mówiłem mu. A on tylko się uśmiechnął i powiedział, żebym o nic się nie martwił. Potem sprawy nabrały gwałtownego przyspieszenia. W ciągu kilku tygodni byłem na stole operacyjnym. Dwóch lekarzy w półtorej godziny dokonało cudu – opowiada Adamczyk, który kolejny raz rozpoczął drogę o powrót do normalności.
Zabieg wykonano w specjalistycznej klinice. - Gdyby nie "Mały", byłbym w czarnej... Kilka osób oferowało mi wtedy pomoc. Każdy robił, co mógł. To czego dokonał Patryk, nie mieści mi się w głowie. Fantastyczny chłopak. Ludzie oskarżają go o różne rzeczy - że niby nie jest zbyt mądry. Nie pozwolę, by ktoś powiedział na niego złe słowo! Ten człowiek uratował mi życie. Zawiózł mnie do lekarza, a potem wyjął kartę i zapłacił za wszystko. To nie było kilka złotych - "zapala się" Adamczyk.
W maju odwiedziliśmy trenera, gdy był tuż po operacji. Kolejny raz był uśmiechnięty i pełny wigoru. Chwalił, że wreszcie śpi całą noc i nic go nie boli. Nie mógł się doczekać, aż rozpocznie pracę nad powrotem do założenia protezy.
- Przeszedłem dwie rehabilitacje. Miałem świetne warunki, bo mogłem ćwiczyć ze specjalistą, a potem pobyć jeszcze na salce gimnastycznej. W szpitalu kazałem sobie przynieść gumy i specjalną piłkę. Inni patrzyli w sufit, odliczając dni do śmierci, a ja walczyłem. Trenowałem kilka godzin dziennie, żeby noga była możliwe najsilniejsza. Nie mogłem też zaniedbać reszty ciała. Codziennie robiłem kilka kroków więcej - mówi były bramkarz Wisły.