Arkadiusz Onyszko: Zbliżyłem sie do Boga

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Zapłacił pan wysoką cenę za tę, powiedzmy, otwartość?

Oczywiście. Zwolniono mnie z pracy za to, że powiedziałem, że nie lubię homoseksualistów.

I to było w porządku? A gdyby pan powiedział, że nie lubi murzynów?

To bym powiedział, i co?

To jest dyskryminacja ze względu na kolor skóry, rasizm.

A ile razy mówią w Skandynawii, że nie lubią Polaków? Proszę zapytać przeciętnego Amerykanina. Albo Niemca.

Ale chyba nie chce pan powiedzieć, że to jest w porządku... Zresztą, wróćmy do konsekwencji.

No właśnie, to ja byłem dyskryminowany. Poleciałem do Anglii, do Plymouth Argyle. Mieli mnie tam próbować. Ale na lotnisku nikt nawet na mnie nie czekał. Okazało się, że dyrektor klubu jest gejem i wycofali się z testów, nie informując mnie o tym. Przespałem się gdzieś i rano wróciłem do Danii. To jest też dyskryminacja.

Ale żebyśmy zachowali ścisłość. W książce nie pisał pan, że gejów nie lubi, tylko że ich nienawidzi.

Dziś wiem, że tego typu rzeczy nie wolno mówić.

Wtedy było wolno, a teraz nie?

To było emocjonalne. Ale z czasem zrozumiałem, że to był błąd.

Coś się wydarzyło?

Myślę, że sporo przeszedłem, trochę złych rzeczy się wydarzyło. Choćby choroba, z którą się zmierzyłem, zbliżyła mnie do Boga. To spowodowało, że na sporo rzeczy patrzę inaczej. Modlę się, czytam Biblię, odmawiam różaniec. Dzięki temu doszedłem do wniosku, że wiele negatywnych rzeczy się wydarzyło w moim życiu.

Rachunek sumienia?

Tak. W momencie, gdy byłem bliski śmierci, uznałem, że nadszedł czas na to, by otworzyć się przed samym sobą. To było w czasie, gdy dializowałem się po pięć godzin dziennie, nie miałem życia, byłem przywiązany do łóżka szpitalnego.

Faktycznie było takie zagrożenie?

Pod koniec tylko spałem. Miałem gorączkę i strasznie biło mi serce. Miałem napuchnięty mózg od tych toksyn. Miałem wrażenie, że się nie obudzę. Dziwne, trochę przerażające. Zatrucie było ogromne. Dlatego odtrucie odbywało się bardzo powoli, żeby organizm nie dostał szoku. Ta choroba postępowała 25 lat. Pamiętam, że gdy mnie wydializowali, moja głowa stała się lekka.

Co robi człowiek w takiej sytuacji w szpitalu? Czyta? Nudzi się?

Śpi. Nic więcej. Nie mogłem nawet jechać samochodem, bo bym zasnął za kierownicą.

Choroba pana zmieniła?

Tak. Zacząłem patrzeć inaczej na różne rzeczy. Wcześniej naturalne było dla mnie, że mam pieniądze, dobre życie, samochód, mieszkanie, sławę. Nie patrzyłem na małe rzeczy, że mogę rano wstać, zobaczyć uśmiechnięte dziecko, pójść z nim na spacer, pograć z nim w piłkę. Teraz zacząłem patrzeć na pozytywne rzeczy i tylko na nich się koncentrować.

Rozmawiał pan z jakimś „guru”?

Nie, to naturalne. Widziałem ludzi, którzy dializowali się po 25 lat, jak ich znoszono z łóżek, bo nie byli w stanie sami zejść. Widziałem powykrzywiane kości, ludzi sztucznie podtrzymywanych przy życiu. Widziałem ludzi, którzy wiedzieli, że nigdy nie dostaną przeszczepu, bo nie obudzą się z narkozy. Ja żyłem zdrowo, nie piłem, nie paliłem, grałem w piłkę, więc miałem silny organizm, psychikę. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pewne rzeczy po prostu są. Nie widziałem w tym Boga.

Zobacz także: Mówiono, że żyje pod mostem i chciał zabić żonę. Zobacz, co się dzieje z byłą gwiazdą Legii
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×