Kwaszony chleb z Servoli, yerba z Paragwaju. Odszedł Cesare Maldini, twórca wielkiej dynastii

Zmarły w niedziele Cesare Maldini kochał chleb z rodzinnej miejscowości Servola i mimo że wszystko co najlepsze w życiu spotkało go w Mediolanie, to nigdy nie zapomniał o ziemi, na której się urodził.

Mateusz Święcicki
Mateusz Święcicki
East News / CATUFFE

12-tysięczna, położona w Trieście, Servola słynie z produkcji pieczywa, które już w XVIII wieku uznawane był za najlepsze w Europie i gościło nawet na dworze cesarskim w Wiedniu. Produkcję chleba kontynuowano przez kolejne dziesięciolecia, aż po współczesność. Matka Cesare Maldiniego była jedną z kobiet zajmujących się wypiekiem pieczywa i choć chciała, by syn został piekarzem, to Cesare całe życie poświęcił piłce nożnej. Po raz pierwszy kopał ją na boisku do koszykówki, gdzie razem z kolegami rozstawił dwie bramki i porzucił marzenia o karierze w NBA.

Maldini senior wielokrotnie powtarzał, że wychował się na kwaszonym chlebie z Sevoli, ale wszystko otrzymał od Mediolaniu. Tam żona Marisa urodziła mu sześcioro dzieci, tam na świat przyszły jego wnuki, tam zdobywał mistrzostwa Włoch i Puchar Europy z Milanem. Tam też mieszkał po zakończeniu kariery piłkarskiej, po której pracował najpierw jako asystent, a później pierwszy trener. Był człowiekiem sukcesu i wielkich wyzwań. Po latach powiedział jednak, że najwięcej satysfakcji dały mu jego dzieci, w tym syn Paolo Maldini. To on został największym symbolem Milanu w ostatnim trzydziestoleciu, dowodem na romantyczne przywiązanie do jednego klubu na dobre i na złe. Ma status legendy większej niż ojciec. Kiedy Paolo zaczynał karierę był jedynie "synem Cesare". Po latach wszystko się zmieniło. Cesare został "ojcem Paolo".

Maldini senior był łagodnym i ciepłym człowiekiem, który nigdy, nawet na chwilę, nie przestawał myśleć o futbolu. Mówił, że pod każdą szerokością geograficzną jest on taki sam. Dlatego zaczął karierę w Trieście, a skończył w Paragwaju. Kiedy niespodziewanie objął posadę selekcjonera tamtejszej kadry, zszokowani włoscy dziennikarze zapytali go: "Dlaczego pan się na to zgodził?". Odpowiedział: "Myślicie, że futbol to tylko Europa? Nie widzę żadnej różnicy między paragwajskimi a włoskimi piłkarzami. Może tylko taką, że ci pierwsi namiętnie żują liście yerby"

Największy sukces w karierze piłkarskiej odniósł w 1963 roku, kiedy wraz z Milanem sięgnął po puchar Europy. Był kapitanem rossonerich i jednym z najważniejszych piłkarzy w drużynie. Po latach jego syn Paolo wystąpił w takiej samej roli, zdobył najcenniejsze trofeum na Starym Kontynencie i przedłużył sztafetę pokoleń w rodzinie. Dziś wnuczek Cesare jest piłkarzem "Primavery", drużyny młodzieżowej Milanu i kto wie, być może za kilka lat podobnie jak ojciec i dziadek, zatriumfuje w Lidze Mistrzów? Byłby to wyczyn legendarny, kontynuowanie przepięknej tradycji w wielopokoleniowej, na wskroś piłkarskiej, rodzinie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×