Pechowy powrót "Ryby" do Kielc. "To była moja wina"

 / PAP / Stanisław Rozpędzik
/ PAP / Stanisław Rozpędzik

To był kolejny powrót Jacka Kiełba na doskonale mu znany stadion w stolicy województwa świętokrzyskiego. Piłkarz Śląska z pewnością nie przypuszczał, że tym razem przedwcześnie zakończy mecz. - To była moja wina - przyznał.

Popularny "Ryba" nie miał pretensji do arbitra. W obu sytuacjach zawodnik WKS-u przekroczył przepisy i zasłużył na upomnienia. - Dwie żółte, ale wiadomo, że to są typowo boiskowe wydarzenia, nikt ich sobie nie wybiera. Oba faule były wyraźne - mówił.

Mimo skomplikowanej sytuacji i straconej bramki, drużyna z Dolnego Śląska pokazała, że w 10-tkę też można grać. - Mogę tylko podziękować chłopakom, że walczyli do końca bo zostawili na boisku kawał zdrowia. Wiadomo, jak się gra w dziesięciu praktycznie całą drugą połowę. To była moja wina - nie owijał w bawełnę Jacek Kiełb.

- Całą drugą połowę przesiedziałem w szatni, chłopaki potem mi powiedzieli, że mogliśmy nawet wygrać - komentował. Dla Śląska ten punkt jest jednak bardzo cenny. - Wiadomo, jaka jest sytuacja, punkty są na wagę złota. Każdy walczy na sto procent, walczyliśmy o pełną pulę, ale "Ryba" pokrzyżował trenerowi plany - stwierdził na koniec.

Źródło artykułu: