Niespełna dwie godziny przed meczem w Poznaniu zaczął padać śnieg. Opady były dość obfite i trwały nawet w trakcie spotkania. Mimo podgrzewanej murawy, biały puch w całości pokrył boisko. Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, aby odśnieżyć je w jak największej części, ale mimo to na środku murawy pozostało sporo śniegu.
W pierwszej połowie na boisku było sporo przypadku i kiksów. - Aura nam przeszkadzała, z czego wynikała niedokładność. Szczególnie w pierwszej połowie było dużo przypadkowych zagrań - mówi Bartosz Bosacki, obrońca Lecha. W przerwie ponownie odśnieżono boki boiska i grało się już lepiej, tym bardziej, że piłkarze nieco przystosowali się do ciężkich warunków. - Pogoda przeszkadzała, ale była dla obu zespołów taka sama - dodaje Dimitrije Injac, pomocnik Kolejorza.
Zespół Udinese nie miał od dawna okazji grać na zaśnieżonym boisku. - W takim warunkach Udinese podczas mojej dwuletniej kadencji nie grało. Zdarzały nam się mecze w trudnych warunkach, ale nie aż takich. Nigdy nie było śniegu, bo we Włoszech zazwyczaj wszystkie płyty boiska są przykrywane foliami, a w czasie meczu rzadko są opady - opowiada Pasquale Marino. - To wpłynęło negatywnie na naszą postawę, ponieważ jesteśmy zespołem technicznym. Nie mogliśmy rozwinąć skrzydeł i pokazać swoich wszystkich umiejętności.
Włosi często popełniali błędy, ale lechici również nie potrafili opanować piłki, aby je wykorzystać. Błyszczeć nie mogły również największe gwiazdy Lecha, jak choćby Semir Stilić. - Nas też boisko sparaliżowało. Lubimy grać szybko, z pierwszej piłki, a śnieg nam to uniemożliwił. Wielu zawodników nie mogło sobie z nim poradzić - mówi Franciszek Smuda.
Jak widać wobec opadów atmosferycznych bezsilne są nawet podgrzewane murawy. Spotkanie z Udinese pokazało, że w Polsce przerwa w rozgrywkach musi być tak długa.