Słowo na niedzielę. Kamil Kosowski: Nie dostawaliśmy po łbie

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Miliony euro za sam awans do fazy grupowej pomogą Legii odskoczyć w Polsce innym klubom na lata?

- Legia powinna być jak APOEL. Kupować gotowych piłkarzy, żeby potrafili zapewnić sukces i od czasu do czasu wprowadzać do gry jakiegoś młodego Polaka. Legia może odjechać wszystkim, przy takich możliwościach finansowych jest to możliwe, jednak trzeba pamiętać, że kibiców nie przyciągnie się na stadion przeciętnością. W Warszawie jak na polskie warunki płacą kosmiczne pieniądze i niestety niektórym to wystarcza do szczęścia. W stolicy pięknie się mieszka, są najlepsze restauracje, super stadion, świetny doping. Nie trzeba się nawet specjalnie wysilać, żeby co tydzień być na pierwszych stronach gazet. Żyć, nie umierać. I po co takim piłkarzom starać się jeszcze bardziej i wyjeżdżać za granicę? Jeśli jesteś Polakiem, dobrze grasz w Legii, to trafiasz do reprezentacji. Klub z Warszawy musi doprowadzić do tego, by każdy wyróżniający się ligowiec chciał do niego trafić. By o tym marzył. I by dla większości było to nieosiągalne.

Jak kiedyś w Wiśle?

- Serce mi pęka, jak patrzę, co się tam teraz dzieje. Nie pamiętam, żeby było tak źle. Wszystko szwankuje. Przegrać siedem meczów z rzędu to duża sztuka, naprawdę trzeba to umieć. Ja bym nie potrafił. Zna pan drugi taki klub? A w Ekstraklasie mamy przecież różne, są wielkie, ale są i takie z prowincji. Wstyd po prostu.

Z czego to wynika?

- Legia ma Ligę Mistrzów w nagrodę za całokształt, za lata pracy Dariusza Mioduskiego, Bogusława Leśnodorskiego czy Michała Żewłakowa. Wisła ma za to karę za całokształt, za to że przez tyle lat królowania w Polsce nie dało się tego przerobić na sukces. Klub stracił na wartości, stracił poważanie, które piętnaście lat temu miał w Europie. Wisła była niewygodnym rywalem dla każdego, nikt nie chciał na nas trafić, bo wiedział, że jak przyjedzie do Krakowa, nie będzie łatwo. I nie było. Historia pamięta, z jakimi drużynami wygrywaliśmy, ile mistrzostw wywalczyliśmy. Szkoda tej historii właśnie teraz, kiedy klub jest na dnie. Z tej nauczki trzeba jak najszybciej wyciągnąć wnioski, podwinąć rękawy i wziąć się do roboty. Wisłę trzeba otoczyć ludźmi, którzy w niej byli. I nie, nie chodzi mi o to, że powinni zatrudnić Kosowskiego. Taki Marcin Baszczyński od dwóch lat pracuje w Termalice i świetnie sobie radzi, Maciej Stolarczyk jest w Pogoni Szczecin. Są ludzie, którzy chętnie by pomogli, ale trzeba po nich sięgnąć, zaufać. Oczywiście prowadzeniem klubu powinni zająć się poważni menedżerowie, ale dobrze, żeby w pionie sportowym pracowali byli piłkarze. Dobrze, gdyby byli częścią historii tego klubu.

Serce mi pęka, jak patrzę, co się dzieje w Wiśle. Nie pamiętam, żeby było tak źle. Wszystko szwankuje. Przegrać siedem meczów z rzędu to duża sztuka, naprawdę trzeba to umieć. Ja bym nie potrafił.

Przez wiele lat Bogusław Cupiał nie sprzedawał Wisły, aż w końcu zrobił to, oddając ją w ręce Jakuba Meresińskiego, który okazał się oszustem. Dlaczego?

- To jest pytanie! Dam panu numer telefonu do Cupiała, może odbierze? Prawdopodobnie chodziło o sprawy Tele-Foniki i tyle. Właściciel Wisły długo nosił się z zamiarem sprzedaży klubu i wiem, że gdyby nie musiał, na pewno by tego nie zrobił. To było jego dziecko, zabawka, wszystkiego po trochu. Musiał być poddany naprawdę silnym naciskom, by z tego zrezygnować, ale przecież nie jest powiedziane, że za rok nie odkupi swojej ukochanej drużyny. Żal mi Cupiała, tak po ludzku, normalnie. Nieważne, jak się ze mną pożegnano, można o nim mówić różne rzeczy, ale nie to, że nie chciał wielkiej Wisły. Nawet po sprzedaży klubu dzwonił do chłopaków, pytał o warunki w hotelu i takie tam drobiazgi. Niby jest niedostępny, nie można się do niego przebić przez tłum ochroniarzy, ale Wisła to jego wielka miłość.

To prawda, że razem z Tomaszem Frankowskim, Mirosławem Szymkowiakiem czy Maciejem Żurawskim mieliście plan odkupienia Wisły?

- Frankowski coś o tym mówił, ale czytałem tylko w gazetach. Wiem, że był plan, by nas zatrudnić w pionie sportowym, w dziale skautingu, marketingu... Skończyło się na przymiarkach. Jak patrzę, kto zarządzał klubem za naszych czasów, jacy ludzie zasiadali w dyrektorskich fotelach, to była czysta abstrakcja. Nie mówię o Basałajach czy Jacku Bednarzu, ale o panach z fabryki, których na siłę wsadzono do futbolu, a nie mieli o nim zielonego pojęcia. Nie wiedzieli, że Wisła to marka klasy europejskiej i że trzeba o nią dbać. Latali z nami na wyjazdy, pili alkohol i tyle z tego było. Drugi raz nie można popełnić tych samych błędów.

Klub w rękach kibiców to dobry pomysł?

- Są ludzie, którzy chcieliby Wiśle pomóc. Nie mówię, że jeden wielki sponsor, ale grupa biznesmenów, która chodziła na stadion 30 lat temu i nadal chodzi. Wiem, że są gotowi, ale nie sądzę, żeby powierzali swoje pieniądze kibicom, którzy teraz rządzą przy Reymonta. Chyba mają jakąś blokadę. Mimo że całe życie grałem dla wiślackich kibiców, to, z całym szacunkiem, nie tędy powinna prowadzić droga klubu. Oczywiście, kibice powinni pewnych spraw pilnować, żeby nie pojawił się drugi Meresiński, powinni mieć miejsce w zarządzie czy radzie nadzorczej, ale zarządzanie klubem oddać w ręce tych, którzy się na tym znają. Wtedy łatwiej będzie przyciągnąć kapitał i uratować markę. Jeśli Wisła zbankrutuje, zniknie, to będzie katastrofa.

Oglądał pan mecz reprezentacji Polski z Kazachstanem? Spodziewał się pan, że tak szybko wyhamujemy po Euro?

- Jest problem w naszej reprezentacji. Przystosowała się do tego europejskiego systemu - mocna taktyka, mocne bieganie, ale wszystko to mało widowiskowe. Na Euro też brakowało mi takiej odrobiny szaleństwa w grze, prób jakichś niekonwencjonalnych zagrań. Zremisowaliśmy z Kazachstanem, bo zabrakło bardzo niedocenianego Krzyśka Mączyńskiego, takiej mrówki-robotnicy w środku pola, a po Grzegorzu Krychowiaku bardzo było widać to, że nie gra w PSG. To zmieniło oblicze całego zespołu, bo zawsze najwięcej zależało od linii pomocy. Nie było zdecydowania i kreatywności, było za to słabo i mizernie. Ale mecz najbardziej zepsuł sędzia.

Jak to sędzia?

- Mylił się w obie strony. Bardzo słabo gwizdał. Powinien wyrzucić z boiska dwóch Kazachów oraz Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika. To, co zrobił nasz obrońca, nadaje się do prokuratury. Jak by ktoś mi powiedział, że Kamil będzie kopał leżącego rywala, to bym nie uwierzył. Znam go przecież, na Euro w La Baule sporo przegadaliśmy. Czy pan sobie wyobraża, jaka afera wybuchłaby, gdyby leżący rywal Glika był czarnoskóry? Kaplica by była, zawieszenie, kary. Nie wiem, co mu się stało. Prąd mu odcięło kompletnie, czy palma mu odbiła po transferze do Monaco.

Nieskuteczność w kadrze Arkadiusz Milika nie jest dla pana irytująca?

- Ciekawi mnie, jak teraz zachowa się Adam Nawałka. Czy zrobi jakieś zmiany w składzie. Zobaczymy, jaki potrafi być, gdyby w październikowych meczach w Warszawie znowu były niepowodzenia. Bo na razie wokół jego drużyny to było kolorowo-cukierkowo. Wszystko ładnie i pięknie, ale charakter pokazuje się wtedy, gdy zaczynają się schody.

ZOBACZ WIDEO Dwie bramki Arkadiusza Milika, SSC Napoli lepsze od Bologna FC - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Dlaczego taki Milik trafia do Napoli za 32 miliony euro, Piotr Zieliński do tego samego klubu za 20, a za piłkarzy z pana czasów płacono grosze?

- To efekt Roberta Lewandowskiego. Za naszych czasów był Jerzy Dudek i bramkarze mieli przy nim dobrze, bo szanowała ich cała Europa. Obrońcy też byli w porządku, bo renomę robili im Tomasz Hajto czy Jacek Bąk, na dobrej postawie Jacka Krzynówka skorzystałem także ja, przechodząc do Niemiec. Nie mieliśmy jednak w zespole żadnej gwiazdy światowego formatu. Za naszych czasów Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Lewandowski nie grali z klubem w finale Ligi Mistrzów. Teraz o Polakach myśli się już inaczej. Jak Juergen Klopp będzie chciał jakiegoś w Liverpoolu, to zadzwoni do Roberta po opinię. Takie kontakty mają niesamowitą moc. Za Polaków się teraz płaci, a ci się odpłacają - Milik strzela w Napoli, Łukasz Teodorczyk w Anderlechcie, o Lewandowskim nawet nie wspominam. Za naszych czasów za Żurawskiego płaciło się cztery miliony euro i zainteresowany był nim co najwyżej Celtic. Inaczej postrzegana jest także reprezentacja - jeśli ktoś trafi do drużyny Nawałki, to od razu wsiada na rakietę. Kadra Janasa takich możliwości nie dawała.

Pana do piłki już nie ciągnie?

- Będę wiceprezesem Niwki Sosnowiec. Klub za rok będzie obchodził swojej stulecie, ale jest nieznany. Razem z Sebastianem Szczecińskim i Pawłem Relidzyńskim stworzymy akademię, zaangażowałem się w ten projekt, chociaż nie finansowo. Poza tym cieszę się życiem rodzinnym, dziećmi. Rodzina mi się powiększyła, bo kota kupiłem. Będzie ze mną leżał na kanapie. Cieszę się, że po zakończeniu gry w piłkę mam taki azyl, bo zawsze o tym marzyłem.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×