Poniedziałkowe deja vu. Po tym meczu na Stadionie Śląskim znaleziono 50 tysięcy pustych butelek od wódki

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Pijany tłum, nie tylko ze szczęścia

Słusznie. Wygrana z ZSRR sprawiła, że tłum kibiców był pijany, nie tylko z emocji. Podczas sprzątania trybun wyniesiono - uwaga! - pięćdziesiąt tysięcy butelek po wódce. Można więc założyć, że co drugi kibiców wypił "pół litra".

Tłum kibiców nie przestraszył się nawet pogody. W pamiętną niedzielę (spotkanie rozpoczęło się w południe) było przeraźliwie zimno, mglisto, momentami deszczowo. Od pierwszej minuty meczu w Chorzowie widać było, jak wielką siłą są kibice. Mistrzowie olimpijscy czuli się bezradni. Nie potrafili przeprowadzić choćby jednej akcji. Niesamowity tumult panujący na trybunach Stadionu Śląskiego całkowicie ich sparaliżował. Zapomnieli, jak się gra w piłkę.

Cieślik "ukąsił" dwukrotnie. Jaszyn był bez szans. Na otarcie łez gości trafił Iwanow. Jednak to Cieślika i jego kolegów kibice po meczu nosili na rękach.

Zobacz, jak to spotkanie pokazała Kronika Filmowa.

Podczas spotkania dochodziło do wielu incydentów, po których Władysław Gomułka (jako najważniejsza osoba w państwie) mógł zostać wezwany do Moskwy w trybie pilnym. Ludzie skandowali obraźliwe hasło pod adresem Sowietów, pokazywali ręcznie wyprodukowane transparenty, gwizdali na piłkarzy z ZSRR.

- Gramy z okupantem, ale mamy swój honor, swój hymn, swoje barwy. Takie pierwsze spontaniczne akcje po wojnie pojawiały się właśnie na arenach sportowych - tłumaczył Karolinie Apiecionek Stefan Szczepłek w artykule "Mecze podwyższonego ryzyka Polska-ZSRR".

Ten Cieślik to istny diabeł!

Trzeba podkreśli, że mecz w Chorzowie został rozegrany w bardzo gorącym okresie. Zaledwie rok wcześniej Komitet Centralny PZPR wybrał na stanowisko I Sekretarza - Władysława Gomułkę. Człowieka, któremu radzieccy komuniści nie ufali. Nie mogli, skoro podczas swojego przemówienia Gomułka stwierdził, że "polsko-radzieckie stosunki powinny być oparte na zasadach suwerenności i równouprawnienia". Potępił również zbrodnie wojenne sąsiadów ze wschodu, terror za czasów stalinowskich i traktowanie Polski. Sytuacja była dość napięta.

Tego napięcia nie zmniejszał fakt, że wygrana Polaków obiegła dość szybko (jak na tamte czasy) cały świat. Dzień po meczu gazety w Niemczech, Austrii, Francji czy nawet na Węgrzech chwaliły Biało-Czerwonych. Dziennikarze rozpływali się nad umiejętnościami Cieślika, Szymkowiaka czy Lucjana Brychczego.

Polaków chwalili nawet piłkarze ZSRR. - Ten Cieślik to istny diabeł! Zwinny, strzela jak z katapulty i przy tym celnie. Właśnie jego najbardziej się obawiałem z całej piątki napastników. Nic dziwnego, że w bramce miałem pełne ręce roboty - mówił Jaszyn.

Iwanow z kolei mówił o Szymkowiaku: - W drugiej minucie meczu przedarłem się przez waszą obronę i znalazłem się sam na sam z Szymkowiakiem. Byłem więcej niż pewny, że zdobędę bramkę. Szybko podciągnąłem piłkę kilka metrów i z odległości około czternastu metrów strzeliłem w okienko. To, co się stało potem, po prostu mnie urzekło. On, jakimś nadludzkim wysiłkiem, wykonał wspaniałą powietrzną robinsonadę i piąstkował na aut.

- Już na zawsze zostałem tym, który "dokopał Ruskim" - śmiał się po latach Gerard Cieślik.

***

- Milicja, otwierać! - nagły atak na drzwi obudził Cieślika.

- Rany Boskie, przyszli po ciebie - przerażona żona piłkarza, Wanda, zerwała się z łóżka. - A mówiłam, żebyś nie strzelał tym Ruskim. Mówiłam, żebyś nie jechał na ten mecz. Co teraz będzie, co teraz będzie?

Cieślik spojrzał na zegar. Dziewiąta. Najwyższy czas i tak wstać. Podszedł do drzwi, otworzył w niedopiętej do końca piżamie i widząc dwóch młodych funkcjonariuszy zapytał krótko i dosadnie: - Czego!?

- Panie Gerardzie, my przepraszamy, ale od pół godziny próbujemy pana obudzić. Proszę nam wybaczyć.

- Czego? - powtórzył.

- To pana zegarek ? - zapytali pokazując złotego "Wostoka". - Sprzątaczki znalazły w szatni Stadionu Śląskiego i przyniosły na komendę. Z tyłu jest grawer z pana imieniem i nazwiskiem, więc pomyśleliśmy, że przyniesiemy, aby pana nie fatygować.

Marek Bobakowski



Poniedziałkowe deja vu. 30 lat temu doszło do największego oszustwa w historii sportu

Poniedziałkowe deja vu. Po tej walce Andrzej Gołota został nazwany największym tchórzem w historii boksu

Poniedziałkowe deja vu. "Trenerze, Ronaldo, piana na ustach, leży, umiera!" 

Czy zwycięstwo nad ZSRR w 1957 roku było najlepszym meczem w karierze Gerarda Cieślika?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×