Piotr Stokowiec rozgoryczony po derbach Dolnego Śląska. "Nie musieliśmy przegrać"

PAP / Maciej Kulczyński
PAP / Maciej Kulczyński

Do 71 minuty spotkania derbowego zapowiadało się, że na Dolnym Śląsku będzie panowało Zagłębie Lubin. W meczu 15. kolejki Lotto Ekstraklasy punkty ostatecznie zostały jednak we Wrocławiu (2:1). Trener lubinian nie ukrywał rozgoryczenia po porażce.

KGHM Zagłębie Lubin świetnie spisywało się w tym sezonie na wyjazdach i Miedziowi liczyli, że w derbach Dolnego Śląska uda im się podtrzymać dobrą passę na stadionach rywali. Wprawdzie to lubinianie szybko wyszli na prowadzenie (6 minuta), ale ostatnie słowo należało do Śląska Wrocław.

- To był mecz, którego nie musieliśmy przegrać, a nawet nie musieliśmy zremisować. Były fazy dobrej i słabszej gry, jak to często zdarza się w derbach. Końcówka wymknęła nam się spod kontroli - oceniał trener Zagłębia, Piotr Stokowiec.

Miedziowi mogli jednak rozstrzygnąć mecz znacznie wcześniej. Goście nie zamierzali poprzestać na samobójczym trafieniu Kamila Dankowskiego. Nie narzucali tempa, ale stwarzali groźne sytuacje. Niebezpiecznie w polu karnym Śląska robiło się najczęściej wtedy, gdy nieco wolnej przestrzeni zyskiwał Martin Nespor.

Okazji nie udało się jednak zamienić na bramki. - Były momenty, w których mogliśmy podwyższyć wynik. Taki był zamiar, gdy decydowałem się na ofensywne zmiany Adama Buksy i Filipa Starzyńskiego - wyjaśnia szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO Piotr Małachowski: myślami jestem już przy Tokio (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

W 71 minucie sytuacja się jednak skomplikowała. W zamieszaniu podbramkowym piłkę przedłużył Adam Kokoszka, a tuż przed linią bramkową czekał na nią Lasha Dvali. Gruzin wyrównał na 1:1, choć powtórka nie pozostawiała wątpliwości. Obrońca wrocławian był na spalonym.

Na tym nie koniec. Kibice powoli wstawali już ze swoich krzesełek, gdy na minutę przed końcem fatalny błąd popełnił Martin Polacek. Bramkarz Zagłębie przegrał walkę o górną piłkę z Mariuszem Idzikiem. Zgranie młodego napastnika wykorzystał Alvarinho i uszczęśliwił miejscowych fanów.

- Trudno coś powiedzieć, gdy traci się bramkę po błędzie sędziego, a drugą po pomyłce mojego zawodnika - przyznał Stokowiec.

Źródło artykułu: