Do meczu z Polonią Bytom Przemysław Łudziński w lidze bramki jeszcze nie zdobył. Jedyny gol (do ostatniej soboty), którego Łudziński zdobył w tym sezonie, padł w spotkaniu Pucharu Ekstraklasy. 7 października 2008 roku snajper drużyny z Wrocławia pokonał bramkarza Piasta Gliwice. Na nic się to jednak zdało, gdyż w tamtym spotkaniu gliwiczanie pokonali Śląsk 3:1.
W przerwie zimowej Przemysław Łudziński sumiennie przepracował okres treningowy. Dostał szansę gry w pierwszym spotkaniu po wznowieniu rozgrywek. W Gdańsku w meczu z miejscową Lechią Śląsk zremisował 1:1, a Łudziński... zmarnował doskonałą okazję, która mogła zespołowi prowadzonemu przez Ryszarda Tarasiewicza zapewnić trzy punkty. - Przemek jest napastnikiem i potrzebuje w meczu dwóch - trzech takich piłek - tłumaczył swojego kolegę Sebastian Mila.
Po tym pojedynku główny zainteresowany nie był jednak zadowolony. Zdawał sobie sprawę, że mógł zostać bohaterem wrocławskiej drużyny. - Prowadziliśmy jedną bramką, mieliśmy sytuację zaraz po tej pierwszej bramce. Niestety akurat ja jej nie wykorzystałem - wyjaśniał Łudziński.
Wydawało się, że w spotkaniu z Polonią Bytom trener Tarasiewicz posadzi nieskutecznego wcześniej snajpera na ławce rezerwowych. Ten jednak wyszedł w podstawowym składzie i od początku był bardzo aktywny. Ostatecznie po dwóch asystach Marka Gancarczyka napastnik dwukrotnie pokonał bramkarza gości i w końcu się odblokował. - Powrót na Oporowską był bardzo udany, nie tylko dla mnie, ale i dla całego zespołu i kibiców, fajnie jest grać przy pełnym stadionie i wygrywać 3:0. Szkoda, że nie udało mi się umieścić piłki w bramce przy strzale Tomka Szewczuka, bo była szansa na hat-tricka - mówił Przemysław Łudziński po potyczce z Polonią Bytom.
W następnej kolejce wrocławianie zmierzą się z Odrą Wodzisław. Po ostatnim dobrym występie Łudziński na pewno wybiegnie w podstawowym składzie, chyba że przytrafi mu się kontuzja. Jeżeli nie, to po raz kolejny będzie mógł udowodnić, że miejsce w wyjściowym składzie Śląska należy się właśnie jemu.