Zbigniew Boniek dla WP SportoweFakty: Czas zająć się patologiami

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Może to być jeden ze sposobów rozwiązania problemu agresji na meczach dzieci. Rodzic widzący, że mecz ich dziecka sędziuje inne dziecko, dwa razy się zastanowi, zanim krzyknie coś zza linii.

- Oczywiście. W Polsce wciąż niestety funkcjonuje myślenie, że sędzia to czerwone światło, że jeśli już arbiter przyjechał na mecz, to na pewno po to, żeby przekręcić, oszukać. A trzeba zdawać sobie sprawę z podstawowej spawy - jeśli nie ma sędziego, to nie ma meczu. I kolejne: nie ma sędziów nieomylnych. Często ogląda się mecze, nawet na najwyższym poziomie, w których napastnicy kilka razy kopią się w czoło, nie potrafią trafić do pustej bramki. A arbiter popełni pół błędu i od razu jest źle oceniany. A eskalacja niezadowolenia rodziców na meczach dzieci to już w ogóle kompletna głupota. Rodzice muszą zrozumieć, że tak jak ich pociechy uczą się grać w piłkę, tak uczą się sędziować młodzi arbitrzy przyjeżdżający na mecze. Ten młody chłopak musi gdzieś przecież zbierać doświadczenie, uczyć się podstaw - tego nie da się wynieść z kursu.

- Chcemy walczyć również z inną rzeczą. Sędzia przychodzący na mecz ma obowiązek sprawdzić dokumenty tożsamości oraz badania lekarskie dzieci. Przecież to w ogóle nie powinno należeć do kompetencji sędziego, tylko trenera. To trener wie, kogo wpisuje do składu i to on wie, czy jego zawodnicy mają aktualne badania.

To prawda, że pracujecie nad zniesieniem obowiązku posiadania badań lekarskich przeprowadzanych przez lekarza sportowego w piłce amatorskiej?

- W Polsce na bazie odpowiedniego rozporządzenia każdy człowiek chcący czynnie uprawiać jakąś dyscyplinę sportową i grać w klubie - niekoniecznie musi to dotyczyć piłki nożnej - obowiązkowo musi posiadać badania lekarskie. Czyli mówiąc w dużym skrócie - dziecko, które występuje w reprezentacji szkoły albo zapisuje się na basen na naukę pływania - nie musi przedstawiać żadnych badań. Gdy zapisze się do klubu, musi mieć badania lekarskie, ale uwaga - podbite tylko przez lekarza sportowego. A w Polsce jest ledwie 800 lekarzy sportowych. Taka liczba lekarzy nie jest w stanie przebadać wszystkich zawodników. Przez to dochodzi do sytuacji, że dajmy na to drużyna B- bądź A-klasowa jedzie do lekarza sportowego, a ten taśmowo, bez badania wbija pieczątki w karty zdrowia. I żeby była pełna jasność - do pewnej ilości przebadanych za badania płaci Narodowy Fundusz Zdrowia, a gdy lekarz przekroczy limit, trzeba już za to płacić. To rynek, który liczyć można w milionach złotych. I my jako PZPN zadajemy jedno pytanie: dlaczego zawodnicy uprawiający piłkę amatorską nie mogą pójść do zwykłego lekarza rodzinnego? Dlaczego na tym najniższym, amatorskim poziomie nie może być autocertyfikacji, czyli oświadczeń w stylu: "Niniejszym zaświadczam, że mój syn jest zdolny do gry"? Oczywiście, gdy chce pan uprawiać trochę poważniejszą piłkę, to klub wyśle pana na specjalistyczne badania. A w Polsce uprawiamy fikcję - cały kraj o tym wie, wszyscy wiedzą o mafii lekarzy sportowych. Bo tak właśnie trzeba to nazwać po imieniu. Od dłuższego czasu zajmujemy się w PZPN tą sprawą, byliśmy na spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia. Walczymy, próbujemy, a co z tego wyjdzie - zobaczymy.

ZOBACZ WIDEO Grosicki podsumował 2016 rok. "Jesteśmy jedną wielką rodziną, chcemy się rozwijać"

Szykujecie także zmiany w procesie licencjonowania trenerów na najniższym szczeblu.

- Chcemy uprosić dostęp do licencji UEFA C, czyli tej najniższej, uprawniającej do prowadzenia zespołów z najniższych klas (umożliwia prowadzenie zespołów dziecięcych do 12 roku życia oraz seniorów do Klasy A włącznie - przyp.red.). Założenie ma być niedługo takie, że jeśli ktoś kiedyś grał bądź wciąż gra, będzie mógł otrzymać licencję po odbyciu rozmowy kwalifikacyjnej z przedstawicielem odpowiedniej komisji. Taka osoba będzie musiała przedstawić w trakcie rozmowy konspekt treningu, ogólną wizję, odpowiedzieć na kilka pytań - po prostu pokazać, że wie, o co chodzi. Niektórym może się to nie podobać, choćby dlatego, że chcemy, aby takie licencje były wydawane bezpłatnie. Chodzi nam jednak o zachęcenie ludzi do działania. A jeśli taki trener będzie chciał pójść wyżej, dopiero wtedy będzie musiał przejść odpowiednie, płatne szkolenia i egzaminy na kolejne licencje - UEFA B, UEFA A i tak dalej.

Na jakim etapie są prace nad tymi zmianami?

- Na szczęście działamy szybko - nie jesteśmy politykami, którzy potrzebują kilku czytań, zanim wprowadzą jakąś reformę. Oczywiście, trzeba to dobrze przepracować, nie robić niczego w pośpiechu - przygotujemy zmiany zapewne w okresie zimowym. 28 listopada mamy w PZPN wewnętrzne spotkanie. Do końca stycznia chcemy mieć konkretne projekty.

Wychodzi na to, że w drugiej kadencji dużą uwagę skupicie w PZPN na piłce amatorskiej.

- Proszę nie myśleć, że w pierwszej kadencji zrobiłem coś albo nie zrobiłem, bo bałem się, że ktoś może na mnie nie zagłosować. To, co zrobiliśmy w pierwszej kadencji w temacie piłki dziecięcej, to rzecz nieprawdopodobna. Zrobiliśmy 25 ośrodków AMO (Akademia Młodych Orłów - przyp.red.), chcemy to rozbudować do 40, zbudowaliśmy kadrę do lat 13, rozszerzyliśmy turniej o puchar Tymbarku. Natomiast dzisiaj chcemy zająć się pewnymi patologiami oraz ułatwieniami na najniższych szczeblach. Nigdy nie zrobi się wszystkiego tak, żeby było idealnie, zawsze będzie coś wychodzić w praniu. Ale to są nasze priorytety na najbliższy czas, pracujemy już nad nimi.

Rozmawiał Paweł Kapusta

Jak oceniasz zapowiadane przez prezesa Zbigniewa Bońka zmiany w dziedzinie piłki amatorskiej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×