Kolejny już raz Marcin Robak rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Na szpicy wystąpił Dawid Kownacki. Lech Poznań grał w Białymstoku głównie górną piłką dlatego dziwić może wystawienie w ataku piłkarza o gorszych warunkach fizycznych. - Wszedłem na boisko w drugiej połowie, kiedy już przegrywaliśmy. Do końca pozostawało 20 minut. Miałem jedną okazję, przyjąłem, strzeliłem, ale obrońca w ostatniej chwili zablokował piłkę. - tak skomentował swój występ przeciwko Jagiellonii Białystok.
Napastnik, w przeciwieństwie do swoich kolegów nie narzekał na stan murawy. - Przy takich warunkach jakie były dzisiaj, czyli zimno i zmrożona płyta, ta murawa wyglądała dobrze. Nie miało to z pewnością nic wspólnego z tym, że przegraliśmy.
Jagiellonia wygrała 2:1, przerywając tym samym serię ligowych wygranych Kolejorza bez straconego gola. - W poprzednich meczach w ogóle nie popełnialiśmy błędów w defensywie. W tym spotkaniu się przytrafiły i Jagiellonia to wykorzystała. Taki jest sport. Więcej błędów w obronie po naszej stronie i przegrywamy mecz - skwitował Robak.
Tuż po drugim golu dla gospodarzy, spotkanie przerwano. Kibice Lecha odpalili race, które "pofrunęły" na murawę. Dym nie pozwalał na grę. Na napastniku nie zrobiło to wrażenia. - To nie dzieje się po raz pierwszy. Tak jest na różnych stadionach. Sędzia przerywa mecz i trzeba czekać aż dym ucieknie ze stadionu. Trener miał chwilę na rozmowy i przekazanie uwag. Przerwanie spotkania nie miało na nas wpływu - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy w "Marce". Reportaż WP SportoweFakty