Autobusem linii 688 do wielkiego futbolu. Mała ojczyzna Arkadiusza Milika
Propozycje testów w zagranicznych klubach, a później opcje transferowe, musiały się w końcu zacząć pojawiać, ale do wyjazdu ze Śląska młodemu piłkarzowi spieszno nie było. Pierwsze poważne rozmowy przydarzyły się dopiero na przełomie 2010 i 2011 roku. Były testy w Górniku Zabrze, wyjazd na Wyspy, ale również testy w Legii Warszawa. Stołecznemu klubowi bardzo zależało na zakontraktowaniu napastnika. - Dostaliśmy zaproszenie do Warszawy, więc pojechaliśmy. Zwiedziliśmy stadion, przywitał nas nawet ówczesny prezes klubu, pan Walter. Pamiętam, jak powiedział wtedy: "Witamy w stolicy utalentowanego napastnika!". Byliśmy też w szatni po treningu pierwszej drużyny, brat podał każdemu rękę. Ale ostatecznie postawił na Górnik.
To był moment przełomowy w jego życiu. Dopiero niedługo po tym fakcie wyprowadził się z rodzinnego mieszkania na osiedlu "N" w Tychach i ruszył w świat poważnego futbolu.
- Arek nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach. Niedawno był jubileusz naszej szkoły podstawowej. Przyjechał, rozdał dzieciakom autografy i ufundował nagrody, powspominaliśmy dawne czasy - mówi Habryka. Bo Milik to człowiek ulepiony ze śląskiej gliny, miejscowy, nawet cechy charakteru ma typowo śląskie, co czasem można nazywać zaletami, a czasem wadami. - Jest cholernie uparty, ale dzięki temu udało mu się wybić, zrobić karierę. Mówił, że zostanie piłkarzem i rzeczywiście nim został. Z drugiej strony, jak ktoś mu podpadnie, to amen, trudno zrobić cokolwiek, żeby zmienić jego nastawienie - opowiada Łukasz Milik.
Gdy tylko ma taką możliwość, przylatuje na Śląsk nawet na kilka dni, żeby zaciągnąć się tym specyficznym powietrzem, przejść po starych śmieciach. To idealny przykład, że do zrobienia kariery piłkarza nie są potrzebne szkółki wdrażające zaczerpnięte z zagranicy programy szkolenia, najlepszy sprzęt i krzyczący przy linii, prezentujący postawę "płacę składki, więc wymagam" rodzice. Łukasz Milik: - Talent, jasne, przydaje się, ale klucz jest inny. Klucz to pasja, miłość do piłki oraz brak strachu przed ciężką pracą i wyrzeczeniami. Ale czy każdy jest na to gotowy?
- Gdy w trzeciej klasie szkoły podstawowej żegnaliśmy się podczas zakończenia roku, powiedziałam małemu Arkowi: "Mam nadzieję, że będę miała kiedyś okazję zobaczyć cię w prawdziwym, poważnym meczu" - wspomina wychowawczyni Ewa Habryka. - Arek odpowiedział, że na pewno tak się stanie i gdy będzie taka okazja, dostanę zaproszenie. Niedawno rozmawiałam z jego mamą, właśnie ustalamy szczegóły, żeby móc zrealizować tę obietnicę sprzed kilkunastu lat. Nie zapomniał.
Paweł Kapusta
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)