Franciszek Smuda: Robert Lewandowski do mnie zadzwonił i przeprosił za swoje słowa

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Jak wspomina pan pierwsze dni po przegranym Euro? Kilku piłkarzy bardzo mocno w pana wtedy uderzyło w wywiadach, między innymi Robert Lewandowski czy Kamil Grosicki.

- Są różni ludzie. Ja jestem taki, że mówię prawdę w oczy. Gdy ktoś robi coś źle, od razu mu to przekazuję.

Czyli po tym, jak Lewy udzielił tego pamiętnego wywiadu, powiedział mu pan kilka ciepłych słów?

- Nie, zresztą Lewy na drugi dzień zadzwonił do mnie i mnie przeprosił. To było nieporozumienie. Nie mam pretensji ani do niego, ani do nikogo, kto się wtedy wypowiadał.

Szybko pan wybacza.

- Robert to był wtedy bardzo młody piłkarz, była w nim sportowa ambicja, rozumiem takie rzeczy. Gdy będzie miał 35 albo 40 lat, gdy już skończy karierę, pomyśli sobie: kur**, ten Smuda to miał wtedy rację!

Było ciężko, czyściłem i malowałem tanki, silosy olejowe. Robota była bardzo niebezpieczna, można było stracić życie. Silosy były wysokie na 40 stóp (ponad 12 metrów – przyp.red.), gdy zajmowałeś się dachem i się zamalowałeś, mogłeś się pośliznąć i spaść. No i wtedy do widzenia, nie ma cię.


Lewandowski mówił wtedy, że przed meczem z Rosją nakazał pan piłkarzom, żeby w pierwszych 10 minutach spokojnie czekali na rozwój sytuacji i dopiero później zaatakowali. Pana podopieczni w drodze na murawę ponoć sami zmienili taktykę, mieli się rzucić na rywala od razu. Widział pan to, patrząc na mecz zza linii bocznej?

- Rosja przed meczem z nami wrzuciła Czechom w pierwszym występie na Euro czwórkę. To weź tu się rzuć na nich od pierwszej minuty… Eee, to jakieś wariactwa, nie wiem, kto tak powiedział i dlaczego, ale nawet nie chcę tego komentować.

Jest coś, czego pan żałuje z pracy z kadrą?

- Niczego nie żałuję. To było wielkie wyzwanie. PZPN zapewnił wszystko i chłopakom, i sztabowi. Graliśmy mecze towarzyskie z silnymi zespołami. Do starcia z Czechami wszystko było fantastycznie. Po ostatnim meczu na Euro wszystko to, co było dobre, poszło w kocioł i nikt już o tym nie pamiętał.

Co panu zostało po pracy z kadrą? Złośliwi by pewnie powiedzieli, że wybudowany w Zakopanem pałac Smudy, ale na pewno jest coś, czego się pan nauczył.

- Tego, że nie można pozwolić, aby drużyna się za mocno nakręciła przed meczem. Tak było z kadrą przed spotkaniem z Czechami. W szatni panowała ogromna euforia, gigantyczne emocje. Gdy patrzyłem na to z boku, to miałem wrażenie, że zaraz szatnia wybuchnie. A to było złe, powinienem wtedy stonować nastroje, uspokoić drużynę.

Śniło się kiedyś panu przegrane Euro?

- Nie, ale czasem sobie myślę o tamtych meczach. Tylko, że już nic nie da się wymyślić, bo to czas przeszły.

Zaskoczyło pana, jak swoje kariery rozwinęli Kamil Glik i Kamil Grosicki? U pana nie grali pierwszych skrzypiec, a dziś są filarami reprezentacji Polski.

- Rozwinęli się, bo zaczęli grać w dobrych zespołach zagranicznych, tak samo zresztą jak Grzegorz Krychowiak. Otrzaskanie się w solidnych, zachodnich klubach daje piłkarzowi bardzo dużo. Wiadomo było już wtedy, że zawodnicy, których pan wymienił, umieli grać w piłkę i piłkarsko byli nieźli. Ale teraz doszło doświadczenie, ogranie na wysokim poziomie i to sprawiło, że są silnymi punktami reprezentacji. I bardzo mnie to cieszy!

W kadrze działo się za pana kadencji sporo, podejmował pan wiele trudnych i kontrowersyjnych decyzji...

- To był taki moment, że w 2,5 roku trzeba było budować drużynę praktycznie na nowo, układać ją. Przecież gdy lecieliśmy do Stanów Zjednoczonych na mecze towarzyskie, nie było kogo wziąć. Nie mówię, że to był łatwy czas, ale duża część kadry wówczas przez nas budowanej została do dzisiaj.

Z Arturem Borucem rozmawiał pan od momentu, w którym usunął go pan z kadry? Po tym, jak go pan skreślił, w wywiadzie nazwał pana Dyzmą.

- Ale co ja miałbym mu powiedzieć? Powiedział, co powiedział, zakończone. On mnie nie interesuje.

Nie zadzwonił i nie powiedział: "Panie trenerze, przepraszam, zagalopowałem się"?

- Nie potrzebuję tego.

Nie bolały pana tamte słowa?

- Bolało mnie, jak niedawno umarła mi mama. A takie bzdety? Człowiek jest już doświadczony, przeżył wiele i wie, co powiedzieć, kiedy nic nie mówić, co myśleć, jak w pewnych sytuacjach się zachować. To życiowe doświadczenie.

Czyli wiedział pan, jak się zachować, gdy pewien menedżer przystawił panu pistolet do głowy?

- To nie było tak. Gdy byłem trenerem w Turcji, pewnego dnia na trening piłkarz przyszedł ze swoim menedżerem. Ten wyciągnął w pewnym momencie pistolet, żeby mnie nastraszyć, bo nie chciałem wystawiać w meczach jego piłkarza. Nie wystraszył mnie. Zresztą nie wiem, czy był to prawdziwy pistolet.

Tęskni pan za Stanami Zjednoczonymi?

- Trochę czasu tam spędziłem. Nie powiem, żebym jakoś bardzo tęsknił, ale gdybym miał możliwość podjęcia tam pracy jako trener, w przeszłości wyjeżdżałem do USA jako piłkarz, na pewno bym na taką opcję przystał. To bardzo przyjazny kraj, zapamiętałem go jako miejsce, w którym nie ma takiej walki między piłkarzem a zarządem, zarządem i trenerem, jak ma to miejsce w Polsce.

Myślałem, że o Stanach nie chce pan słyszeć, bo musiał pan tam bardzo ciężko pracować fizycznie.

- Leczyłem wtedy kontuzję kolana, żeby móc się rehabilitować i chodzić na zabiegi, ale też żeby normalnie żyć, musiałem pracować. Było ciężko, czyściłem i malowałem tanki, silosy olejowe. Robota była bardzo niebezpieczna, można było stracić życie. Silosy były wysokie na 40 stóp (ponad 12 metrów - przyp.red.), gdy zajmowałeś się dachem i się zamalowałeś, mogłeś się pośliznąć i spaść. No i wtedy do widzenia, nie ma cię. Pracowałem chętnie, w pewnym momencie nawet polubiłem tę robotę. Po czterech miesiącach powierzono mi w opiekę grupę pracowników. Nadzorowałem ich pracę, dowoziłem materiał, a dopiero jak sami nie mogli albo nie umieli czegoś zrobić, to sam wchodziłem na górę i robiłem za nich.

Ze Stanami Zjednoczonymi związana jest też inna historia. Z Kazimierzem Deyną zostaliście oszukani przez niejakiego Miodońskiego, straciliście oszczędności całego życia. Ponoć był to dla pana bardzo trudny moment w życiu.

- Był, ale kiedyś definitywnie zamknąłem ten rozdział i nie chcę do tego wracać. Było, minęło. Pieniądze straciliśmy, czasu nie cofniemy. Tyle na ten temat.

Rozmawiał Paweł Kapusta

Czy Franciszek Smuda był według ciebie dobrym selekcjonerem reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×