Piłkarz Roku 2016. Robert Lewandowski: Zrobiliśmy wielkie halo w Europie

- USA to interesujący kierunek. Warto byłoby tam trafić - zdradza Robert Lewandowski. O przyszłości w USA, o pieniądzach z Chin, o Euro 2016, swoich rzutach wolnych i wielu innych sprawach opowiedział w rozmowie z tygodnikiem "Piłka Nożna".

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Materiały prasowe / Tygodnik Piłka Nożna

Robert Lewandowski w roli Piłkarza Roku w Polsce w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna" to stały i pewny punkt programu. Niezmiennie od sześciu lat. Do Zlatana Ibrahimovicia jeszcze pod względem liczby krajowych statuetek sporo kapitanowi reprezentacji brakuje, ale z racji wieku słynnego Szweda, może go dogonić. Zwłaszcza, że bardzo mocno stąpa po ziemi, ale jednocześnie doskonale wie, ile jest wart. I jak trzeba się cenić. 

Rozmawiał w Monachium Adam Godlewski

"Piłka Nożna": Jesteś zdziwiony, że ekipa "Piłki Nożnej" znów o tej porze roku przyjechała do Monachium?

Robert Lewandowski:  - Zdziwiony? Nie! Raczej zadowolony, że po raz kolejny spotykamy się w takich okolicznościach.

A jak sądzisz - co wspólnego masz z Davidem Alabą, oprócz oczywiście tego, że gracie razem w Bayernie?

- Trudno powiedzieć. Jakaś podpowiedź?

Sześć…

- …też sześć razy coś wygrał? Już wiem, sześć razy był wybierany Piłkarzem Roku w Austrii.

Ty zostałeś szósty raz z rzędu Piłkarzem Roku w Polsce w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna". Jesteś już trochę znużony tym wyróżnieniem, czy przeciwnie - każda kolejna statuetka cieszy i dobrze smakuje?

- To nigdy nie znuży i się nie znudzi. Na pewno się cieszę z kolejnej statuetki. To fajne uczucie, bo nagroda jest bardzo prestiżowa. To potwierdzenie ciężkiej pracy, którą wykonałem. I kolejna cenna rzecz, która będzie wisiała w gablocie.

ZOBACZ WIDEO Koszmarna kontuzja piłkarza Barcelony [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Chyba raczej stała.

- Oczywiście, że stała, bo trochę rzeczywiście waży. Widać, że ma jakość.

Zapytam przewrotnie: a może trwająca już od sześciu lat dominacja świadczy nie tylko o twojej powtarzalności i ciągłym marszu w górę, ale też i o słabości konkurencji?

- Jeśli mam być szczery, to sądzę, że w Austrii jest słabsza konkurencja niż w Polsce, i tam łatwiej sięgnąć po tytuł Piłkarza Roku. Nawet obrońcy, jak David, a przecież pozycja na której gra dany zawodnik, także ma znaczenie przy tego typu konkursach. W Polsce na pewno jest dużo trudniej wygrać, a już szczególnie w plebiscycie za zeszły rok, kiedy odbywały się finały Euro 2016. Wielu chłopaków pokazało się z bardzo dobrej strony we Francji, ale też wcześniej i później świetnie prezentowali się w klubach. Popatrzmy zresztą na letnie transfery  - jak wielu kolegów dostało szansę występów w lepszych zespołach i ją wykorzystało. A jeśli policzymy, ilu z nas gra już na co dzień za granicą, to wyjdzie, że konkurencja jest spora. I cały czas rośnie.

Kto twoim zdaniem najmocniej deptał po piętach? Kto najmocniej ci zagrażał?

- Nie podchodzę do tego tak, że ktoś mi depcze po piętach i może zagrozić. Biorąc pod uwagę cały ubiegły rok, polscy piłkarze zrobili wielkie halo w Europie. Postawiliśmy kropkę nad i, zaakcentowaliśmy, że też tu jesteśmy, pokazujemy się z dobrej strony, a nawet rządzimy. I mam nadzieję, że z każdym kolejnym sezonem będzie to coraz bardziej widoczne.


Podsumujemy dokładnie cały 2016 rok, ale zaczniemy od końca. Robert Lewandowski ustawia się do rzutu wolnego na określonej klepce przed polem karnym, podbiega, strzela nad murem i piłka wpada w okienko. Efekt jest fantastyczny, ale trudno nie zapytać: ile to kosztowało wysiłku? Ile razy zostawałeś po treningach, żeby ćwiczyć z tej klepki?

- Kiedy zacząłem ćwiczyć rzuty wolne? To było chyba jeszcze w ubiegłym sezonie. Tyle że zostawałem po treningach raz na jakiś czas. I na krótko.

W zeszłym sezonie? Pamiętam twoje uderzenie w takim stylu na koniec pobytu w Borussii. W Berlinie strzeliłeś gola z bardzo podobnego miejsca ze stałego fragmentu.

- To prawda, tylko że w Dortmundzie prawie w ogóle nie ćwiczyłem rzutów wolnych. Czasami zostałem po zajęciach, ale to było naprawdę raz na przysłowiowy ruski miesiąc. A przy takiej regularności trudno było ten element dopieścić. Natomiast od tego sezonu, kiedy zacząłem nad wolnymi systematycznie pracować, ćwiczyć ten element, szlifować i próbować w meczach, okazało się, że było to warte zachodu. Skupiałem się nie tylko na uderzeniu, ale też z jakiej pozycji strzelać, jaką rotację nadać piłce, i z jaką siłą kopnąć.

Masz też charakterystyczny dobieg. Z czego wynika?

- Ten element też wytrenowałem, wyszkoliłem. Zobaczyłem, że trajektoria lotu piłki jest inna, jeśli właśnie w ten sposób nabiegam na piłkę. Tak było mi łatwiej uderzać, i tak już zostało. Prawda jest po prostu taka, że dobieg ma wpływ na to, jak później leci piłka. Zawodnicy są wyżsi i niżsi, więc uderzyć tak, żeby piłka spadała za murem, trzeba na swój sposób. Należy odpowiednio wyliczyć kroki, kto ile ich potrzebuje, i każdy próbuje inaczej. Ja znalazłem w końcu technikę, która mi podpasowała. Biorąc rozbieg w ten, a nie inny sposób, łatwiej mi celnie uderzyć.

Ile czasu zajęło wypracowanie własnego stylu w tym elemencie, bo trochę uciekłeś od odpowiedzi? Po dwadzieścia minut po każdym treningu, przez - powiedzmy - dziesięć miesięcy?

- Czasami było to dłużej, zwłaszcza na początku.

Czterdzieści minut, godzinę? - Myślę, że tak, że właśnie tyle to trwało. Mówiło się oczywiście, że to już ostatnie dziesięć piłek, ale z tych dziesięciu robiło się kolejne trzydzieści; czasami aż noga bolała. Później jednak powtórzeń nie musiało być już tak wiele.

Prosiłeś Manuela Neuera albo któregoś innego bramkarza, żeby z tobą zostawał, czy ćwiczyłeś na trenażerze?

- Byli bramkarze, choć w ośrodku treningowym Bayernu jest tak wysoki mur - mierzy ponad dwa metry - że na początku sukcesem było już pokonanie muru. Wiedziałem więc, że jak na treningu zacznie mi wychodzić, to na meczu będzie już dużo łatwiej. I wyszło! Mam nadzieję, że teraz systematycznie będę strzelał bramki z rzutów wolnych, albo chociaż stwarzał duże zagrożenie.

Hitem internetu są sztuczki techniczne a’la Lewandowski. Ostatnio rekordy oglądalności biło nagranie, na którym zdejmujesz koszulkę i potem ją zakładasz, trzymając piłkę na karku. Wypracowanie takiego show też kosztuje wiele minut na boisku po treningach?

- Robiłem takie ćwiczenie jak byłem mały. Potem kompletnie o nim zapomniałem, długo nawet nie próbowałem i dopiero jak byliśmy na ostatnim obozie, zacząłem sobie przypominać tę sztuczkę z piłką na karku. Potrenowałem raz, drugi i trzeci, wyszło, więc byłem zadowolony. Czasami człowiek myśli, co nowego wprowadzić, żeby znowu cieszyć się zajęciami z piłką.

Robisz to bardziej dla własnej frajdy, czy trochę pod publikę?

- To przede wszystkim jest dla mnie trening. Czucie piłki ma przecież ogromne znaczenie. Jeśli takie sztuczki mi wychodzą, takie panowanie nad piłką, później podczas meczów łatwiej jest mi o podstawowe elementy, choćby o przyjęcie. Jak czujesz piłkę w różnych trickach, ma to przełożenie na boisko.

W grudniu podpisałeś nowy kontrakt, w Polsce przyjęty z wielkim och i ach, z racji tego, że to najwyższy kontrakt w historii Bundesligi. Też podszedłeś do tematu w sposób szczególny, czy uznałeś, że taka gaża ci się po prostu należała?

- To jest nagroda za ciężką pracę, za to, co udało mi się zrobić. Docenienie moich wysiłków przez Bayern. I dowód, że chcą mnie w Monachium, liczą na mnie i we mnie wierzą. A z drugiej strony - to już historia, teraz skupiam się na sprawach, które są przede mną.

Zależało ci, żeby to był rekord płacowy?

- Nie patrzę na to, ile kto inny zarabia. Wiedziałem ile ja chcę zarabiać, na ile siebie wyceniam, ile jestem wart. Byłem po prostu świadomy tego, co klub powinien zaproponować i na jakich warunkach podpisać nowy kontrakt.

Doczekałeś się jakichś reakcji klubowych kolegów na podwyżkę? Ktoś może bardziej zaczął cię nie… lubić?

- Piłkarze są skupieni na innych kwestiach, nie rozmawiamy o pensjach. Każdy ma swoje oczekiwania, swoich menedżerów, swoje życie. I docenia to, co ma.

Mam zatem rozumieć, że Arjen Robben, który niespecjalnie lubił do ciebie podawać, teraz nie zaczął podawać jeszcze rzadziej, właśnie z uwagi na twoje rekordowe pobory?

- Czegoś takiego na pewno nie ma. Wiadomo, każdy lubi sobie popisać, zwłaszcza o tym, co nie jest idealne, bo wtedy tekst lepiej się sprzedaje, ale w relacjach między mną i Arjenem nie ma problemu.

Swego czasu miałeś pretensje - a przynajmniej powody, żeby mieć duże pretensje  - że Robben za bardzo egoistycznie zachowuje się pod bramką przeciwnika.

- Pewnie, były takie okresy, szczególnie na początku mojego pobytu w Monachium. I nie byłem szczególnie szczęśliwy z tego powodu, ale myślę, że z czasem zrozumieliśmy się lepiej. Nie tylko poza boiskiem, ale też jak powinniśmy grać. Wiadomo, to nie jest zawodnik, który gra tak od wczoraj, od zawsze lubił dryblować, trzymać piłkę przy nodze i samemu kończyć akcje. Zauważył jednak, że czasami dla zespołu warto zagrać inaczej. Nie wolno jednak zapominać, że Arjen pomaga drużynie. Na przykład kiwnie dwóch przeciwników, zrobi miejsce partnerom, i szansa na zdobycie bramki jest większa.

Czy Robert Lewandowski jest najlepszym polskim piłkarzem w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×