Waldemar Fornalik: Czułem się niesprawiedliwie skrytykowany

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Jako trener Ruchu odczuł pan kiedykolwiek, że drużyna gra słabiej przez kondycję finansową klubu?

- Oczywiście. Nie chcę teraz mówić, kiedy dokładnie, ale istotnie - był taki czas, gdy widziałem, że nie ma narzędzi pozwalających zmobilizować drużynę. Trener ma w takich sytuacjach ograniczone możliwości prowadzenia zespołu.

Jaka jest wówczas pana rola? Wystarczają zwykłe odprawy? Rozmawia pan z zawodnikami indywidualnie?

Jest taka publikacja: "Zarządzanie drużyną w kryzysie". Autor wyróżnia w niej kilka punktów. Zrobiłem, co uważałem za słuszne, później zapoznałem się z tą książką i okazało się, że wiele z zaleceń w niej zawartych zrealizowałem. Proszę zajrzeć, zapoznać się...

Poszedł pan kiedykolwiek w imieniu drużyny na rozmowę z zarządem i spytał: kiedy będzie kasa?!

- Często uczestniczyłem w takich rozmowach, ale wygląda to zazwyczaj inaczej. Do kierownictwa klubu udaję się pierwszy, dopiero po mnie idą piłkarze. Staram się przygotować grunt pod ich rozmowy. Zawodnicy będąc sami, bez trenera, czują się na pewno bardziej komfortowo przy rozmowach z prezesem na tematy finansowe.

Zdawał pan sobie sprawę z sytuacji, przez którą ukarano was ujemnymi punktami?

- O wszystkim dowiedziałem się, gdy zaczęto o tym mówić w mediach. Wcześniej nic nie wiedziałem. Gdy zapoznałem się z sytuacją, zdałem sobie sprawę, że może się to w taki sposób skończyć. Uważam jednak, że pewne kwestie można było załatwić inaczej. Można było zrobić więcej, aby punktów nie stracić.

Klub mógł i powinien zrobić więcej?

- Tak mi się wydaje. Nie wiem, czy zostały wykorzystane wszelkie możliwości, aby uratować cztery punkty. Przecież tu chodzi o finanse. To są aż pieniądze i tylko pieniądze. Można było coś wymyślić. Dzisiaj nasza sytuacja w tabeli wyglądałaby inaczej.

Zostawmy to. Dotarły do pana plotki, że mecz z Legią przy Łazienkowskiej był dla pana spotkaniem o życie? Ponoć był już gotowy pana następca, czekano tylko na pana wywrotkę w Warszawie.

- Taka wywrotka nie nastąpiła, drużyna pokazała, na co ją faktycznie stać, a osoby, które czekały na moje potknięcie, muszą się jeszcze uzbroić w cierpliwość.

Jak to się dzieje, że z Ruchu wypływa tak wielu solidnych piłkarzy? Sobiech, Starzyński, Lipski - wymieniać można długo. To wszystko bierze się z ograniczonych możliwości finansowych?

- W tym momencie musimy się pochwalić jako Ruch Chorzów. Nie jako Waldemar Fornalik i sztab trenerski, choć do tego też się przyczyniliśmy, ale jako klub. Proszę zobaczyć, ilu zawodników od nas bądź takich, którzy u nas jeszcze niedawno byli, jest teraz powołanych, a ilu jeszcze może być powołanych, do reprezentacji trenera Dorny. Dziś jest czterech w drużynie, piąty Maciek Urbańczyk znalazł się na liście rezerwowych, spokojnie można dorzucić do tego grona Mariusza Stępińskiego oraz Kamila Mazka. Siedmiu zawodników - liczby mówią same za siebie. Z czego to wynika? Nie pozyskujemy tak utalentowanych zawodników, jak na przykład Lech Poznań, bo Lech ma większe możliwości finansowe. W Ruchu kluczowa jest praca u podstaw, zaczynająca się w zespołach młodzieżowych. To praca nastawiona nie tylko na piłkę, ale ogólny rozwój zawodnika, motorykę. Zawodnik przychodzący do nas wątły, po dwóch latach nabiera u nas kondycji, tężyzny. To proces, który kończy się oddaniem do pierwszej drużyny zawodników prawie ukształtowanych.

Nie boi się pan, że ktoś panu zagłaszcze tych młodych chłopaków? Niedawno Tomasz Hajto powiedział o Niezgodzie, że to może być drugi Lewandowski. Od takich porównań może się młodym zakręcić w głowie.

- Nie chcę się odnosić do słów o Niezgodzie, porównywanie Jarka do Roberta to zadanie karkołomne. Zagłaskanie? Jest takie niebezpieczeństwo, ale cały czas przypominam im, w którym są miejscu i w którym miejscu jest Ruch. Jeśli człowiek przegra mecz i ktoś go za to skrytykuje, uruchamia się w zawodniku naturalna chęć rewanżu. To napędza rozwój i dobre występy. Pokazanie czegoś w momencie, gdy wszyscy cię wokół chwalą, jest o wiele trudniejsze. To jednak tak rozsądni i ułożeni ludzie, że zdają sobie sprawę ze swojego położenia. Widzę, jak ciężko pracują na treningach, wierzyłem w nich w trudniejszych momentach i wciąż wierzę, że dla wielu z nich jest to początek kariery. Nie będę mówił: przygody z piłką. Kariery.

Rozmawiał Paweł Kapusta - czytaj inne teksty autora!

Czy Waldemar Fornalik poradziłby sobie w największych klubach Ekstraklasy, takich jak Legia Warszawa lub Lech Poznań?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×