Nie będzie to w smak tej części Polski, która na Legię mówi "Legła", ale prawda jest taka, że to zespół z Łazienkowskiej jest w tej chwili najsilniejszy w Ekstraklasie - pisze felietonista WP SportoweFakty. Oczywiście najsilniejszy wcale nie musiał zostać mistrzem, ale gdyby wygrał ktoś inny niż drużyna Jacka Magiery, byłoby to - uwaga - sportowo niesprawiedliwe. Na finiszu każdy ma jednak - mniej więcej - to, na co zasłużył.
Serce się kraje, gdy patrzy się na wielkiego chłopa ze sztabu Jagiellonii, który po meczu z Lechem płacze z żalu jak dzieciak, choć to największy sukces w dziejach klubu z Białegostoku. Czuje się pewną niesprawiedliwość w tym, co spotkało Lechię, bo przecież - w przekroju całego sezonu - na puchary zasłużyła dużo bardziej niż Arka Gdynia. Lech, który wczesną wiosną wyglądał na najsilniejszy w lidze, w maju rozleciał się jak domek z kart.
Wszystkich przegranych tego sezonu trochę szkoda, tym bardziej że każda z drużyn - mimo kłopotów, dołków formy i kryzysów - walczyła do końca. Ale uczciwie oceniając możliwości - i szanse na ponowny awans do Ligi Mistrzów - Legia jest najsilniejsza. A jeszcze musi się wzmacniać.
Dziwny to był sezon. Wystarczyło, że Marco Paixao z Lechii celniej uderzyłby na bramkę Legii w końcówce niedzielnego meczu przy Łazienkowskiej (0:0), a mielibyśmy wszystko inaczej niż teraz: to Lechia zostałaby mistrzem Polski, Lech nie zagrałby w pucharach, a Legia by - co prawda - w nich zagrała, ale i tak byłaby największym przegranym sezonu. Drużyna, która ma potencjał - o budżecie nie mówiąc - trzy razy większy niż rywale; która potrafiła remisować z finalistami Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej; która ma takich piłkarzy jak Vadis Odjidja Ofoe, Dominik Nagy, Guilherme czy Radović (inne zespoły mogą ich tylko zazdrościć) - musiała drżeć do ostatnich sekund, żeby na koniec zły los nie zarechotał złośliwie.
ZOBACZ WIDEO Radosław Majdan i Dariusz Tuzimek komentują mistrzostwo Polski Legii Warszawa
Legia wywalczyła czwarty tytuł mistrzowski w ciągu pięciu lat i 5 razy wygrała Puchar Polski w siedmiu ostatnich edycjach. Gablota trofeów jest pełna, ale to satysfakcja chwilowa, zaraz będą nowe wyzwania. To mistrzostwo z 2017 roku - jak mówi Miro Radović - będzie smakować wyjątkowo. To był tytuł na pewno najtrudniej wywalczony. To była droga przez mękę. Legia goniła, goniła i goniła, a gdy dogoniła, to nie mogła sobie pozwolić na żadne potknięcie. Legia nie była mistrzem nawet po ostatnim gwizdku sędziego w ostatnim meczu, na tytuł musiała poczekać dodatkowe 10 minut. Cóż to był za strach…
Michał Kucharczyk, chodząca skromność (piszę to bez ironii) mówi, że choć w Legii grało kiedyś wielu wybitnych piłkarzy, "to my, małe żuczki, zrobiliśmy dla niej najwięcej". Cholernie mi się to podoba, bo mówi to piłkarz, z którego można zażartować, że co roku o tej porze - gdy Legia zdobywa mistrzostwo - on właśnie kuleje. W niedzielę kuśtykał o kulach na ceremonii wręczenia medali, a rok temu w czasie wskakiwania na podium, pośliznął się, wbiegając w korkach na zbyt śliską nawierzchnię sceny. Cały on, cały Kucharczyk. Mówiąc „małe żuczki” ma pewnie na myśli siebie i Kubę Rzeźniczaka, piłkarzy najbardziej utytułowanych w Legii, choć przecież mało kto by o nich powiedział, że są wybitni.
Ale - szczerze mówiąc - tej wybitności trochę w Legii jest. Odjidja jest najlepszym piłkarzem Ekstraklasy w ostatnich latach. Jego obecność w lidze godna jest dużych pieniędzy, podwyższa wartość medialną całych rozgrywek. Guilherme, Nagy i Radović to są piłkarze, których też można pokazać w Europie bez wstydu. Legia ma braki w ataku. Ktoś napisał w komentarzu: "Mamy mistrza, czas mieć także napastnika" i trafił w sedno. Bo za chwilę ostatnia TAKA szansa na awans do Ligi Mistrzów. Za rok, po zmianie zasad kwalifikacji do Champions League, znów będzie trudniej. Tak trudno, jak było trudno przez ostatnich 20 lat.
Legia za mistrzostwo dostanie premię 5 milionów złotych. To tylko pozornie dużo pieniędzy, bo koszty wywalczenia tytułu są większe niż bonus od Ekstraklasy SA. Już kilka miesięcy temu prezes Dariusz Mioduski mówił, że gdyby patrzeć na tę kwestię jedynie z ekonomicznego punktu widzenia, wywalczenie mistrzostwa Polski się… nie opłaca. Ono jest tylko przepustką, rodzajem "biletu", który prowadzi do dużych pieniędzy, jakie można zarobić fazie grupowej Ligi Europy, a najlepiej Ligi Mistrzów. A żeby tam się dostać, trzeba najpierw zainwestować. Zatrzymać najlepszych (Vadis, Guilherme) i jeszcze kupić ze dwóch, trzech dobrych (więc drogich) piłkarzy. Czy mistrza Polski stać na taki rozmach? Nowy właściciel staje pod presją wyścigu z sukcesami, jakie wcześniej mieli jego byli wspólnicy. I sam wie, że nie będzie łatwo. Ani tanio.
Wśród wielu ładnych i radosnych "obrazków" ze świętowania sukcesu na Łazienkowskiej, najmniej mi się podobało to wylewanie piwa na głowy innych. Wiem, że to "przeklejka" z Bundesligi, ale gdy to robią np. w Bawarii na stadionie Bayernu, to jakoś tam to nie drażni. Tam pasuje. Mam też świadomość, że "nowa tradycja" jest na rękę piwnemu sponsorowi klubu, rozumiem to. Ale naprawdę trudno o oblanych złocistym napojem powiedzieć, że skąpali się w szampanie. To jednak trochę nie to samo.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl