Ten mecz przeszedł do historii polskiej piłki. Kibice Legii nie mogli uwierzyć

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Pomocy arbitrowi udzielali zarówno lekarze Legii, jak i Widzewa. Mimo dużego bólu Czyżniewski postanowił kontynuować prowadzenie meczu. - I tak prawdę powiedziawszy, Czyżniewski pewnie spojrzał na zegarek i pomyślał: "Przecież zostało kilka minut, potruchtam sobie do końca, ten mecz jest już przesądzony, do końca nic się nie wydarzy" - mówił kilka lat później Zbigniew Boniek, wówczas współkomentujący ten mecz dla stacji Canal +.

Jak się okazało, przerwa była momentem zwrotnym spotkania. W 85. minucie wspomniany Curtian zagrał prostopadłą piłkę do Sławomira Majaka, a ten pokonał Szamotulskiego. Mecz rozpoczął się od nowa, a Jabłoński był zmuszony zdjąć z boiska swoich dwóch napastników: Kucharskiego i Marcina Mięciela. - Obaj zgłosili mi, że nie są już w stanie grać na sto procent - wspominał Jabłoński. - Z perspektywy czasu uważam, że to był błąd. Należało jeszcze wytrzymać kilka minut - kajał się Kucharski.

- Po golu Majaka poczułem, że Legia jest na deskach i uda nam się strzelić jeszcze jedną bramkę - mówił w dokumencie "Łazienkowska 2/3" prezes Widzewa, Andrzej Grajewski. - Przerwa wytrąciła piłkarzy Legii z równowagi. Im wydawało się, że mecz właśnie się skończył - dodawał Tomasz Łapiński.

Nie minęły cztery minuty, a Curtian zagrał na lewe skrzydło do Siadaczki. Ten dośrodkował, a celnym strzałem głową popisał się Dariusz Gęsior. Widzew miał upragniony remis, a piłkarze i kibice Legii nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje. Po golu wyrównującym emocji nie potrafił nawet ukryć obecny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. - Boniek eksplodował - przypominał główny komentator tego meczu, Janusz Basałaj. - W końcówce to już nie pełniłem roli eksperta, ale byłem pierwszym komentatorem. Gadałem jak nakręcony - wspominał były znakomity piłkarz łódzkiej drużyny.

Po chwili jednak Legia zaczęła od środka i w ciągu kilkunastu sekund przedostała się pod bramkę Szczęsnego. Kilka szybkich podań i piłkę do siatki kieruje Marcin Jałocha. Radość przerywa jednak sędzia, który odgwizduje spalonego. Gdy kibice gospodarzy jeszcze rozpamiętywali tę sytuację, po raz trzeci zaatakował Widzew. Gęsior zagrał do Andrieja Michalczuka, a ten pokonał Szamotulskiego strzałem z ostrego kąta. 3:2 dla Widzewa i nokaut Legii na własnym stadionie, a tym samym drugie z rzędu mistrzostwo Polski Widzewa stało się faktem.

- Z piątą liga nie udałoby się tego wygrać, bo by czasu nie starczyło. A tu udało się na boisku wicemistrza Polski - mówił Michalski. - Trudno mi uwierzyć, że coś takiego w ogóle się zdarzyło. Myślę, że tak samo myślą piłkarze Legii. Nie wierzę, że ktoś z naszej ekipy, na pięć minut przed końcem spodziewał się, że tak się to zakończy - zastanawiał się Łapiński, z Majak dodawał. - To był cud, ale cudom trzeba pomóc.

Piłkarze Widzewa celebrowali tytuł na środku boiska, a następnie pod sektorem własnych kibiców. Z kolei zawodnicy Legii wciąż nie wierzyli w to, co wydarzało się w końcówce meczu. - W szatni panowała grobowa cisza. Nikt się do nikogo nie odzywał, niektórzy płakali. Nie mogliśmy uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę - ujawniał Mięciel.

"Scenariusz meczu Legia Warszawa – Widzew Łódź z 18 czerwca 1997 roku zaskoczył wszystkich! Podobnej dramaturgii, by nie powiedzieć horroru, nie powstydziłby się nawet mistrz Alfred Hitchcock" - pisał o niezwykłym spotkaniu tygodnik "Piłka Nożna", tytułując relację z meczu "Końcówka godna Hitchocka".

Kilka lat temu temat meczu Legia - Widzew z 1997 roku podjął w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" ówczesny kapitan Wojskowych, Ryszard Staniek. Powiedział, że jego zdaniem to spotkanie mogło zostać sprzedane. "Byłem kapitanem, wiem, że padła propozycja, 200 tys. marek. Powiedziałem, że mnie to nie interesuje, bo chcę mistrza Polski zrobić" - ujawnił, jednak jego słowa niewiele osób potraktowało poważnie.

Niewiarygodne zwycięstwo Widzewa na Łazienkowskiej było jednak ostatnim wielkim sukcesem tego klubu. Nie udało się awansować do Ligi Mistrzów, Widzew nie obronił też tytułu. Dwa lata później łodzianie zostali jeszcze wicemistrzami kraju, ale wkrótce na wierzch zaczęły wychodzić wielkie problemy finansowe, co ostatecznie doprowadziło poniekąd do spadku z Ekstraklasy, a następnie degradacji aż na poziom IV ligi.

Na szczęście "widzewski charakter" powoli przypomina o sobie i Widzew dzielnie walczy o awans do II ligi, a na jego nowoczesny stadion przychodzą tysiące kibiców. Liczymy, że już za kilka lat znów będziemy świadkami ich klasyków z Legią Warszawa.

Do wydarzeń z 18 czerwca 1997 roku trudno będzie jednak kiedykolwiek nawiązać.

Czy pamiętasz mecz Legii Warszawa z Widzewem Łódź z 1997 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×